czwartek, 1 stycznia 2015

Three

Otworzyłam drzwi, w których stała moja droga przyjaciółka.
— Hej kochanie! – Rzuciła mi się na szyje — Mam prezenty! – Krzyknęła uradowana, ale jej twarz nieco stężała, gdy zajrzała do środka. 
Odłożyła walizkę i torby, zrzuciła ze stóp obcasy i weszła do pokoju. Myślałam, że mnie zabije, co jednak nie nastąpiło. Zaczęła się śmiać jak opętana. Czym obudziła Logana, który widząc w jakim jest stanie omal nie zwymiotował.
— Kendall, skarbie bokserki nosi się gdzie indziej – Powiedziała z uśmiechem przechodząc tanecznym krokiem.
– Ree idź się umyć, ja przyniosę mopa. A Ty Maslow widzę, że to była dzika noc. – Zamajtała brwiami, a ciemnooki się uśmiechnął kręcąc głową z dezaprobatą. W tym samym momencie wszedł Carlos padając u stóp Mai.
— Boziu, gdzieś Ty była, tak tęskniliśmy. – Zaczął udawać, że płacze, łapiąc ją za stopę.
— Ej, Latynos chyba jeszcze nie wytrzeźwiałeś. – Mruknęła rozbawiona.
— Vi w kuchni, w trzeciej szufladzie od lodówki jest aspiryna. Przyniesiesz?
Gdy kiwnęłam głową, dziewczyna poszła po mopa. Nalewając wody do kubków i niosąc tabletki wciąż nie mogłam pojąć tego, że się nie zezłościła. Ona mnie zaskakuje za każdym razem. Gdy przyszłam, podłoga była posprzątana, a James z Kendallem właśnie wychodzili ubrani z łazienki.
— Nawet nie wiecie jak tęskniłam – Przytuliła Maslowa i Alexę po czym podeszła do Schmidta i pocałowała go w policzek, a z Loganem i Carlosem przybiła żółwie.
— Widzę, że już poznaliście Victorię. To co? Chodźcie, mam prezenty dla całej bandy.
Zaprosiła nas do kuchni. Henderson z Peną pobiegli przepychając się w korytarzu, a za nimi, próbując ich uspokoić Alexa i Kendall. Ostatni, czyli ja i James, szliśmy wolnym krokiem.
Gdy weszliśmy każdy już szukał torby ze swoim imieniem. Czułam się jak w święta. Latynos dostał zegarek, Maslow – krawat od Yvesa, Logan – markowe okulary przeciwsłoneczne, Schmidt – nieśmiertelnik, blondynka – piękną złotą bransoletkę, a ja mówiąc oczywiście, że nic nie chcę i tak dostałam prześliczną sukienkę od Prady.
Oczywiście wszyscy ją wyściskaliśmy, ale dziewczyna widząc stan niektórych osób w naszym gronie, wysłała połowę do łóżek, a sama Maya wzięła się za gotowanie obiadu. Ja, przechodząc zauważyłam, że dołączył do niej Kendall. I przysłuchawszy się ich rozmowie można było stwierdzić, że ją podrywa, tym swoim pijackim bełkotem. Państwo PenaVega byli cicho, Logan i James za to szaleli na łóżku w sypialni Mai. Skończyło się na obitym łokciu Maslowa i limie Hendersona. Przez ten cały czas kiedy Mercer gotowała obiad, ja krzątałam się z jednego pokoju do drugiego pilnując, żeby nikt nie zrobił sobie większej krzywdy. Około piętnastej wszyscy przywlekli się do stołu.
— Maya może opowiesz jak poznałaś chłopaków? – Odezwałam się pierwsza. Byłam ciekawa, jak ona to zrobiła, jaka była jej historia.
— No więc tak – zaczęła — Gdy wylatywałam z Polski razem z Lili, nagle coś stało się z samolotem i byliśmy zmuszeni do przesiadki. Jako, że żadna z nas nie latała nigdy sama w przestworzach, to obie siedziałyśmy z paznokciami wbitymi w siedzenia. Wtedy jakiś uroczy mężczyzna szturchnął mnie w ramię i uśmiechnął się do mnie życzliwie. Jak się domyślasz był to James. Potem zaczęliśmy rozmowę i przedstawił mnie swoim przyjaciołom. Nie wymieniliśmy się numerami, więc myślałam, że już go więcej nie spotkam. Pech chciał, że spotkałam go wieczorem, następnego dnia, gdy wracałam z sesji. Gdy był nachlany, że aż staczał się w dół chodnika. Postanowiłam zgarnąć go do siebie, zanim zrobi to policja. Rano był kompletnie skrępowany i nie wiedział co się stało. I pomijając fakt, że myślał iż się ze mną przespał, to poranek był całkiem miły. Następnego dnia odwiedził mnie z chłopakami i do tej pory tak robi. – Tym akcentem zakończyła swój długi monolog.
Chłopacy poszli po osiemnastej. Mercer postanowiła, że powinnyśmy zrobić babski wieczór jak za dawnych lat. Malowałyśmy paznokcie, robiłyśmy sobie nawzajem fryzury i makijaże, a przy tym cały czas rozmawiałyśmy na różne tematy. Miedzy innymi o tym ile się zmieniło, odkąd wyjechała. Jak to się stało, że tu przyjechałam. Jak mi jej brakowało i jak jej brakowało mnie. O tym jak sobie radziła z rolą rodzica i jak dogadywała się z siostrą, potem  trochę plotkowałyśmy o chłopakach. Dowiedziałam się, że spotkała takiego jednego, całkiem przystojnego i miłego. Są już razem od jakiegoś czasu. 
Dłuugo jeszcze rozmawiałyśmy o rożnych bzdurach, spać położyłyśmy się dopiero po piątej nad ranem, a wstałyśmy po trzynastej.
Po szybkim odświeżeniu się poszłyśmy z Mayą do jej ulubionego baru na śniadanie. Jedzenie wprost rozpływali się w ustach. Oczywiście pod pretekstem kupna jednej potrzebnej rzeczy, weszłyśmy do Galerii. Potem okazało się, że Mercer chciała nabyć "tylko" kilka nowych ciuchów i to nie tylko dla siebie. Przeliczyłam się myśląc, że nie kupimy dużo, a w dodatku wszystko z górnej półki. Moja uparta przyjaciółka oczywiście musiała za wszystko zapłacić i nie było co mówić o jakimkolwiek proteście. Także skończyło się na tym, że weszłyśmy do jednej czwartej sklepów tej "małej" Galerii, gdzie z każdego wyszłyśmy z co najmniej dwiema torbami ciuchów. I tak każda z nas obładowana chyba tysiącami przeróżnych rzeczy wyszła z Centrum Handlowego. I tylko sam Bóg wie jak udało nam się stamtąd wyczołgać. Gdy Maya już miała dzwonić po taksówkę, podjechał do nas samochód, gdy szyba samochodu powoli otwierała się my zaczęłyśmy rozpoznawać dwie dobrze znane nam twarze, siedzące na dwóch przednich siedzeniach pojazdu.
— Obrabowałyście sklep? – Zapytał chichoczący Schmidt.
— Nie, my tylko byłyśmy ma małych zakupach. – Odpowiedziała mu Maya z bardzo poważną miną, jakby w ogóle jej to nie bawiło. Tak swoją drogą małe zakupy? Kochana chyba się przejęzyczyłaś.
— Małe? – Zapytał ze zdziwieniem James, który chyba podzielał moje zdanie co do wielkości tych zakupów, a może to telepatia? — To jakie muszą być duże? – Tym razem nie wytrzymali i obaj zaczęli się śmiać wniebogłosy.
— Ha, ha, ha bardzo śmieszne, aż tarzam się ze śmiechu. - Brunetka odpowiedziała udając, że ją to bawi. Ta kobieta nigdy nie lubiła żartów na temat zakupów.
— Może was podwieźć? Właśnie jedziemy w kierunku Twojego mieszkania, a zobaczyłyśmy Was i pomyśleliśmy czy, może nie potrzebna wam podwózka. To co? – Zapytał brunet.
— Jasne, czemu nie. I tak miałam właśnie dzwonić po taksówkę. – Teraz moja najdroższa przyjaciółka odpowiedziała mniej poważniej niż wcześniej i nawet dostrzegłam uśmiech na jej twarzy.
Chłopacy wysiedli z samochodu i pomogli nam schować te wszystkie torby w bagażniku. Ja zdobyłam się na krótkie "Dziękuje" w stronę Jamesa gdyż on pomagał mi, a Kendall Mai. I to było pierwsze co powiedziałam do tej pory od ich spotkania. Może to ze względu na moją nieśmiałość?
Mężczyzna odwiózł nas, a Mercer zaprosiła chłopaków do środka na kawę. Chłopcy zgodzili się przyjść na chwilę. Rozgościli się w salonie, a ja pomogłam brunetce w kuchni. Wyłożyłam na wielki talerz ze trzy rodzaje ciastek i dwa ciasta, które Maya kupiła w cukierni pod moją nieobecność, gdy załatwiałam swoje potrzeby fizjologiczne. Zaniosłam je do pokoju, gdzie przybywali nasi goście. Ależ ja mam wyczucie czy musiałam akurat wejść, gdy James pytał się swojego towarzysza:
— Czy myślisz, że powinienem się z nią umówi.. – Oczywiście w tym momencie zamilkł, gdyż właśnie weszłam do salonu — Powinienem się umówić do fryzjera? 
Kendall zmarszczył brwi i spojrzał na mnie, a ja tylko podałam im ciastka i wyszłam z tego pomieszczenia tak szybko jakby gonił mnie sam diabeł.
Biorąc kilka głębokich wdechów ruszyłam w kierunku kuchni, by pomóc Mai przy kawie.
A wracając do Jamesa myślę, że jego włosy mają się świetnie i chyba każdy wie o co mu chodziło. Jednak mniejsza, nie będę w to wnikać. Chociaż nurtuje mnie to z kim chciałby się umówić? To pytanie towarzyszyło mi całą drogę do kuchni. Dopiero gdy zobaczyłam opadającą na krzesło Mayę, trzymającą się jedną ręką za głowę, a drugą opierającą się blatu stołu, mój mózg zmienił tok myślenia, a moje nogi przyśpieszyły kroku na ratunek brunetce.
— Wszystko porządku nic Ci nie jest? Co się dzieje? – Spytałam zmartwiona stanem swojej przyjaciółki.
— Nie, nic mi nie jest. Zwyczajnie zakręciło mi się w głowie, wszystko jest w jak najlepszym porządku. – Powiedziała powoli podnosząc się z krzesła. — To pewnie ze zmęczenia, dużo dzisiaj chodziłyśmy, jeszcze ta podróż i to zarwanie nocy. Nie martw się tym. – Uśmiechnęła się do mnie i przytuliła w nadziei, że nie będę już o tym myśleć. Chociaż nie byłabym tego taka pewna. Ona również nie wyglądała też, by swoją odpowiedzią przekonała samą siebie. Wzięła do ręki jeden z kubków, z parującym gorzkim napojem i postawiła na tej samej tacy, na której jeszcze niedawno znajdowały się wyroby cukiernicze, które jak myślę aktualnie wędrują przez układ pokarmowy naszych gości. Chwyciłam miskę, w której znajdował się cukier i szłam za brunetką, pogrążona w swoich myślach.
Chłopaki wyszli po telefonie od chłopaka Mai. Sam Kedndall wydawał się lekko zdenerwowany i smutny możliwe, że także zawiedziony. W sumie to z jednej strony dobrze i tak w sumie całą rozmowę milczałam. Co jakiś czas pytana o coś, dawałam krótką, aczkolwiek chyba zadowalającą odpowiedź lub gdy wszyscy się śmieli ja udawałam, że również to robię. Byłam przez całe spotkanie jakaś nieobecna. Może dlatego, że martwiłam się stanem przyjaciółki albo dlatego, że zastanawiałam się kogo Maslow miał na myśli myśląc randce? Może, to ze względu tęsknoty za domem i rodziną? Za siostrą, mamą i tatą. Tym życiem na spokojnej wsi. Jeszcze jedno zaprzątało mi głowę, czy ja przypadkiem nie za dużo myślę o tym całym Jamesie? Chyba się w nim nie zakochałam? Boże Wszechmogący jak takie słowa mogły mi się w ogóle przejść przez głowę ja chyba powariowałam.
Obie położyłyśmy się spać bardzo wcześnie, chodź mi osobiście tej nocy sen nie przychodził tak łatwo. Rano zjadłyśmy śniadanie i poszłyśmy się ubrać. Brunetka mówiła, że dziś musimy iść w jedno, bardzo ważne miejsce. Wsiadłyśmy do samochodu, a po pewnym czasie zaparkowałyśmy. Stanęłyśmy przed ogromnym szarym budynkiem z mnóstwem okien. Przed wejściem widniał duży napis "Agencja Modelek".