piątek, 15 kwietnia 2016

Six

1 dzień wcześniej:
Kendall
Tysiące myśli szalało w mojej głowie, byłem istną burzą różnorakich emocji. Począwszy od wściekłości, a na tej co przyprawia moje serce o szybsze bicie. —  Jak ja go tylko zobaczę to własna matka go nie pozna! Co za pojeb! Jak on w ogóle śmiał ją tknąć!? Jak on mógł odważyć doprowadzić ją do płaczu!? Jakim prawem podniósł głos gdy z nią rozmawiał!? Ona jest przecież jak mały aniołek, delikatna jak księżniczka, słodka niczym świeża drożdżówka o poranku. Ona jest szansą, która trafia się raz na milion lat. Ma takie śliczne, miękkie i jedwabiste włosy. A te oczy! Czy może na tym świecie może istnieć coś piękniejszego? Wystarczy raz w nie spojrzeć i człowiek momentalnie odpływa w ich głębi. Rozmarzyłem się, do porządku doprowadziły mnie właśnie otwierające się drzwi. Dokładnie te same, na które pustym wzrokiem gapie się niczym zombie od dobrej godziny. Może kilku, ale straciłem poczucie czasu. Wszyscy siedzimy w mieszkaniu mojej najdroższej i czekamy na jakiekolwiek cień wyjaśnień, drobną informacje, cokolwiek. Drobna brunetka ubrana w granatową sukienkę w groszki wyszła z sypialni Mai.
— Chyba właśnie zasnęła. Wybaczcie, że tak długo musieliście czekać. Już wcześniej parę razy wydawało mi się, że  w końcu udało jej się usnąć, ale budziła się na nowo z płaczem. Teraz jestem pewna, że już się nie obudzi.  A teraz powiem Wam w prost. Najlepiej to z nią nie jest. –  Spuściła wzrok pełen smutku na drewniane panele. — Ale ja temu sukinsynowi nie daruje! – Podniosła głos, po czym zaraz go ściszyła, jakby dopiero co  przypomniała sobie, że jej przyjaciółka śpi za ścianą obok i w każdej chwili może znów się obudzić. Ścisnęła swoje małe rączki w piąstki i ponownie podjęła przerwany przez nią temat.— No nie daruje! Jak tak można? Kazać zrobić kobiecie coś takiego? Do prawdy nie wyobrażam sobie! – Wyglądała niczym żołnierz idący w bój.
— Nie miał prawa jej tknąć, zgadzam się. – Wtrąciłem się.
— Damski Bokser! – Skwitował James.
— Skurwiel! – Latynos również wziął udział w wyzywaniu tego gnojka Bronte.
— Żeby to tylko o to chodziło – Vi jeszcze bardziej zacisnęła dłonie, po czym przymknęła oczy i wzięła głęboki wdech. Wskazała ręką w kierunku kuchni. — Chodźcie, zrobię herbaty i opowiem wam całą tą chorą sytuacje.
Po parunastu minutach wszyscy siedzieliśmy już przy dużym stole w jadalni z kubkiem parującej jeszcze cieczy.
— Ta cała sytuacja nie miałaby miejsca gdyby nie to, że ten chujek zrobił jej dziecko. Tak moi drodzy, nasza Maya jest w ciąży. I ten bydlak kazał jej tą ciążę usunąć, bo on przecież nie ma czasu na wychowywanie dziecka i nie jest na to gotowy. Proszę Was trzymajcie mnie, bo zaraz coś rozwalę. Czy ktokolwiek, kiedykolwiek był na to gotowy? Kutas jak ich wielu. On niech spieprza gdzie pieprz rośnie, a ja z radością pomogę Mayi w wychowywaniu tego maleństwa. Uważam, że nawet wtedy kiedy wydaje Cie, że gorzej być nie może to trzeba wierzyć, że w końcu będzie lepiej. Przecież zawsze mogło być gorzej, nigdy nie powinniśmy trać nadziei na lepsze jutro. – Uśmiechnęła się słabo i wzięła łyka ciepłej herbaty. — Mam nadzieje, że Mayka nie będzie miała mi tego za złe, że wam powiedziałam. Szczerze mówiąc to nawet mi nie pisnęła choćby najdrobniejszego słówka. Ze mną to było tak, że ja tak jakby wczoraj podsłuchałam ich kiedy kłócili się w trakcie trwania imprezy.
Wszystko się we mnie gotowało. Ona będzie miała dziecko i to z NIM! Ledwo co panowałem nad sobą, chciałem zniszczyć każdą najmniejszą rzecz znajdującą się w pomieszczeniu, w którym przebywałem. Jednak musiałem wziąć się w garść. Teraz najważniejsze jest pomóc Mai. To będzie od dziś mój cel życiowy, mój priorytet — pomóc jej przez to przetrwać!


2 miesiące później: 
Victoria
Ten dupek śmiał przyjść tu kilka razy. Błagał o wybaczenie, ale nawet nie miałam zamiaru go do nas wpuszczać. Posunął się nawet do tego, że zaczął mi grozić, ale zawsze w porę zjawiał się Kendall lub James. Co do tego pierwszego to odwiedzał Nas codziennie. Maya bardzo chciała wrócić do pracy, ale na razie jej na to nie pozwoliłam. Przez tego drania i nerwy jakie jej przysporzył była bardzo osłabiona i zdarzyło jej się parę razy zemdleć w ciągu tych dwóch miesięcy. Teraz całe szczęście już to minęło i wszystko jest w jak najlepszym porządku. Jutro ma następną wizytę u lekarza, więc jeżeli wszystko będzie dobrze to wróci na trochę do pracy. Jeśli o mnie chodzi to ja powolutku jakoś oddaje pożyczone pieniądze mimo iż brunetka wcale ich nie chcę. Jednak to bardzo się kłóci z moją naturą. Staram się także dorzucać na dom, w którym zamieszkała z nami Lili. Jak to mówią im więcej tym weselej i w kupie raźniej. Aktualnie siedzimy sobie we dwie w kuchni i przygotowujemy kolacje, a starsza Mercer i Schmidt wyszli sobie na krótki spacer pooddychać świeżym powietrzem. Kroiłam właśnie pomidora gdy nastolatka podjęła delikatny dla mnie temat.
—  Tak w ogóle too.. – Zaczęła niepewnie dziewczyna. — Czemu nie przyleciałaś wraz z Mirabel?
— Auć! – Krzyknęłam, gdy zacięłam się nożem. Sięgnęłam po ręcznik papierowy i urwałam z niego część. — Wiesz.. – Z trudem przełknęłam ślinę, poczułam jak moje oczy robią się wilgotne. Uparcie wbiłam wzrok w kawałek materiału, którym owijałam krwawiący palec. — To była decyzja podjęta dość spontanicznie. I.. – Przerwał mi jednostajny dźwięk domofonu. Dzięki Ci kimkolwiek jesteś, zjawiłeś się w odpowiednim momencie.
— Ja odtworzę to pewnie Mayka. – Liliana szybko zerwała się z krzesła i pobiegła w kierunku frontowych drzwi. W tym momencie odetchnęłam z ulgą, a w końcu pojedyncza łza spłynęła mi po policzku. Odwróciłam się szybko i pozwoliłam dać upust kolejnym. Nie mogłam znieść tego, że ja żyje sobie tutaj nareszcie szczęśliwa i wolna, kiedy moja ukochana siostra.. właśnie! Nawet nie wiem co z nią? Dzwoniłam, a w każdy razie próbowałam, bo za każdym razem napotykam głuchą ciszę jakby ten numer nie istniał. Może nie powinnam się obwiniać, bo starałam się z nią skontaktować. Jednak nie ważne co bym zrobiła, wciąż będę mieć do siebie ten żal, że ją tam zostawiłam.
— Vi! Gdzie jesteś? – Usłyszałam głos mojej przyjaciółki z oddali. Wiedziałam, że jest niedaleko, więc pośpiesznie wytarłam rękawem swetra niesforne krople łez. I biorąc parę spokojnych wdechów wydukałam zachrypniętym głosem.
— Tu-  taj! W-  kuch-  ni!
— Chodź na kolacje. – Weszła do pomieszczenia. — Wezmę tylko.. – Zawahała się przez chwilę. — Victorio wszystko w porządku? Czy Ty płakałaś? – Spytała zdumiona.
— Nie no co Ty, oszalałaś. – Zaprzeczyłam szybko, może trochę zbyt szybko. — Wszystko jest okej, właśnie miałam się do Was wybierać. Pomóc Ci może w czymś? – Zmieniłam temat.
— Nie trzeba dam sobie radę. Zaraz do Was przyjdę, nie czekaj na mnie. – Odpowiedziała, łapiąc za szklany półmisek z sałatką. 
I tak oto minął mi kolejny dzień w Los Angeles. Ułożyłam się pod ciepłą kołderką i wtuliłam się w poduszkę.
— Moja mała księżniczko, gdzie jesteś? Tęsknie. Tak bardzo się o Ciebie martwię. – Zamknęłam oczy pełne słonej cieczy i spróbowałam usnąć.




— Udało się! Wyjeżdżam jak najszybciej, puki jeszcze mogę. – Zaśmiała się głośno brunetka, gdy szłyśmy jedną z alejek w parku.
— Aż tak cieszysz, że mnie zostawiasz? – Zażartowałam robiąc smutną minkę.
— Nie no coś Ty! Przecież wiesz, że Cię kocham, ale chcę jeszcze popracować puki mogę. – Pociągnęła słomką zielony sok w plastikowym kubku z logiem Starbucksa. 
— Oj, no wiem przecież wiesz, że tak tylko się z Tobą droczę. 
— Miałam Ci coś jeszcze powiedzieć, ale kurczę zapomniałam. — Maya na razie bezskutecznie próbowała sobie przypomnieć jakąś sprawę, a ja podziwiałam uroki miejsca, w którym właśnie przebywałyśmy. —  Dobra, jeżeli byłoby to ważne to bym to sobie przypomniała. – Dała za wygraną, po czym dodała. — Kiedyś na pewno sobie przypomnę, prawda?  – Obie wybuchłyśmy śmiechem.
— Kiedy masz zamiar wyjeżdżasz? 
— Myślę, że chyba za jakieś trzy godziny. Prawdopodobnie nie będzie mnie jakiś miesiąc może dwa, jak będzie dobrze. Zresztą zobaczę jeszcze.. Nie martw się nic mi nie będzie.  – Dodała widząc zmartwienie i niepokój wymalowane na mojej twarzy.
— Mam taką nadzieje, ale pamiętaj jak tylko, źle się poczujesz wracasz tu pierwszym najbliższym samolotem. Zrozumiałaś?
— Ahoj! Tak jest panie kapitanie! – Zaśmiała się wesoło.
— To nie jest zabawne Maya! – Skarciłam ją. — Przecież wiesz, że się o Ciebie martwię.
— Tak, tak wiem, ale widzisz? – Spytała dłonią wskazując swoją osobę i obróciła się z gracją wokół swojej osi. — Nic mi nie jest, czuje się świetnie i jestem szczęśliwa. A teraz przyśpieszmy może trochę kroku, bo się nie zdążę spakować. – Pociągnęła mnie za rękę i zaczęła biec w kierunku domu przy okazji wrzucając puste opakowanie po napoju do pobliskiego śmietnika. Czułam się wtedy jakbyśmy znowu miały po te kilka lat. To było tak dawno czasami tęsknie za tamtymi chwilami bycia beztroskim dzieckiem. Dzieckiem, któremu wydaje się, że problemem jest lizak, którego nie kupiła mu mama albo warzywa, które za wszelką cenę próbuje wcisnąć do ust tata, mówiąc, że jest smaczne i zdrowe. Czy nawet głupie zabawa z siostrą w fryzjera podczas, której Twoja ulubioną lalka traci połowę włosów i wygląda niczym bezdomny na dworcu ubrany w różową krótką sukienkę. Czy to jeszcze kiedyś wróci? Czy jeszcze kiedyś się spotkamy? Czy jeszcze kiedyś zobaczę ich twarze?
________________________________________________________________
Tak wiem, długo nie pisałam. Przepraszam, postaram się poprawić, ale nie wiem czy mi się to uda. :/
Zostawiam was, z tym niedorobionym rozdziałem, który wcale, a wcale nie podoba. Jakoś inaczej to sobie wyobrażałam. Może następny wyjdzie lepiej, oby. xd
Mam prośbę. Jeżeli przeczytałeś, skomentuj, bo nie wiem ile osób to czyta i czy mam dla kogo to kontynuować. :)