sobota, 24 października 2015

Five

Maya
Po wydarzeniach z wczorajszej nocy, prawie nie zmrużyłam oka. Wydaje mi się, że Vi chyba coś podejrzewała. Czy to możliwe żeby słyszała naszą wczorajszą kłótnie? Nie mogę jej nic powiedzieć na ten temat bynajmniej jeszcze nie teraz. Po południu Victoria poszła do agencji, a chwilę potem zadzwonił Philip. Odebrałam, chciał się spotkać o czternastej i może to było błędem. Powinnam mu dać więcej czasu, aby na spokojnie przemyślał całą tą sytuacje i ochłoną. Rozumiem, że był w szoku i mógł się zdenerwować, w końcu oboje nie mieliśmy w planach zostanie rodzicami. Jednak uważam, że wczoraj trochę przeholował. A teraz spóźniał się już trzydzieści pięć minut, a wolałam mieć już tą rozmowę za sobą. Po jakże długim wyczekiwania na blondyna w końcu rozległ się dźwięk dzwonka, poszłam otworzyć. Bez słowa wszedł do mieszkania. Był jakiś niewyraźny, włosy miał w nieładzie, co było do niego niepodobne i śmierdziało od niego alkoholem. Włożył obie ręce do kieszeni skórzanej kurtki i zmierzył moją osobę uważnym spojrzeniem po czym spytał.
— Skąd mam wiedzieć czy jest moje? – Warknął.
— Że, co proszę? Masz mnie za jakąś ulicznicę, która włazi do łóżka każdemu? – Jak on śmiał zadać mi takie pytanie przecież wie, że mi na nim zależy i nigdy bym go nie zdradziła.
— Pytam czy jest moje?! Odpowiedz! Teraz! – Wrzasną i walnął dłonią o blat stołu, a w jego oczach dostrzegłam niebezpieczny błysk. Ciarki przeszyły mi po plechach. Nigdy się tak nie zachowywał. Zawsze był taki troskliwy i czuły.
— Tak jest Twoje! Dobrze wiesz, że kocham tylko i wyłącznie Ciebie! Nie mogłabym spać z kimś innym będąc z Tobą Philip. Kocham Cię! – Powtórzyłam ostatnie słowa i spróbowałam złapać go za rękę jednak ten ją odtrącił wykrzykując słowa, które łamały mi serce.
— Usuniesz to coś! Słyszysz? Albo tego pożałujesz, czy jest to dla Ciebie wystarczająco klarowne?  – Teraz on zaczął się do mnie zbliżać, a ja stawiałam kroki w tył by być jak najdalej niego. Bałam się go. Nie jest tym samym facetem, którego kiedyś poznałam. Był zupełnie inną osobą, a od dziś stał się dla mnie martwy, nie chcę nigdy mieć już nigdy więcej z nim wspólnego.
— Nie mogę! Wyjdź z mojego domu! Nie chcę mieć już nigdy więcej nic z Tobą wspólnego. Wypierdalaj! – Krzyczałam na całe gardło
— Wyjdę kiedy mi się będzie podobać, rozumiesz kochanie? – Znów ten sam błysk szaleństwa.
— Kochanie? – Zaśmiałam się histerycznie na to jak mnie określił. W końcu musiał nadejść ten czas kiedy odległość między mną a ścianą zmalała do zera. Wtedy jego ręka podniosła, a do mnie dotarło, że zamierza mnie uderzyć. — Zostaw mnie! – Wrzasnęłam, ale to nic nie zmieniło dostałam w twarz od mojego chłopaka. Dziś zrobił wszystko by stracić ten tytuł, a także miejsce w moim sercu. Jak ja mogłam się co do niego tak bardzo pomylić. Moja ręka odruchowo złapała za piekące miejsce, a łzy ciurkiem spływały po moich rozgrzanych policzkach. Byłam cała przerażona i czułam się taka pusta w środku.
— Usuniesz to? – Spytał łagodnie.
— Nie! – Mój głos drżał — Nigdy! Ono nie zasługuje na śmierć. Czyżbyś nie miał serca?
— A czyżbyś ty niczego się dzisiaj nie nauczyła? – Pokiwał palcem, jakbym była małym dzieckiem i zjadła słodycze przed obiadem. 
— Nauczyłam, tego jak wielkim sukinsynem jesteś! – Plunęłam mu prosto w twarz
— Oh ty szmato! Doigrałaś się! – Chciałam się wyrwać, jednak on był szybszy i złapał mnie mocno za nadgarstek. Każda próba wyrwania się się skutkowała wzmocnieniem uścisku. Widziałam, że ponownie zamierza mnie uderzyć, więc zamknęłam oczy i czekałam na swoją karę.
— Jeżeli coś jej zrobisz będziesz miał ze mną do czynienia! – Usłyszałam kobiecy donośny i pewny siebie głos.
— Ah tak? A co ty mi możesz zrobić mała dziewczynko? – Zaśmiał się jak szaleniec.
— Jeśli nie podejdziesz to nigdy się nie przekonasz. – Odpowiedziała mu tak jakby nie wiedziała co to jest starach.
 Z tego wszystkiego nie mogłam rozpoznać, kim jest posiadaczka owego głosu. Miałam ochotę powiedzieć jej, żeby uciekała, że ten człowiek jest nieobliczalny jednak nie byłam wstanie nic powiedzieć. Z wielkim trudem udało mi się otworzyć oczy by zobaczyć kto przybył mi na ratunek. Mój Boże! Przecież moim wybawicielem jest nie kto inny jak Victoria! Jeśli ten psychol coś jej zrobi to nigdy sobie tego nie wybaczę. Poczułam jak uścisk na mojej ręce powoli maleje by następnie zniknąć całkowicie, pozostawiając po sobie dziwne uczucie. Teraz Philip zbliżał się w stronę mojej najlepszej przyjaciółki. Chciał ją uderzyć, tak samo jak wcześniej mnie, jednak ktoś mu to uniemożliwił. Tym kimś był James, i reszta chłopaków. Wszyscy z wyjątkiem bruneta, który rozprawiał się z moim byłym podbiegli w moim kierunku. 
— Koleś, mama nie nauczyła Cię, że kobiet się nie bije czy po prostu jesteś imbecylem i nie wiesz, że takich rzeczy się nie robi? – Spytał retorycznie Maslow, a następnie puścił jego dłoń. Zanim blondyn zdążył zorientować się co się stało już leżał na ziemi z rozwalonym nosem powalony przez pięść mężczyzny.
— Jak ja Ci zaraz dam, to będziesz mógł pożegnać się ze swoją piękną twarzyczką! – Warknął wstając pośpiesznie z podłogi jedną trzymając się za miejsce, w które chwilę temu oberwał od Jamesa. Stróżka krwi, która ciekła z jego jamy nosowej poplamiła jego zapewne drogą białą koszulę od jakiegoś znanego projektanta.
— Naprawdę? Chyba będziemy musieli to przełożyć. Chłopaki! Pokażcie, proszę gościowi, gdzie znajduje się wyjście. – Cała trójka złapała Bronte i dosłownie wykopali go za drzwi.


Wciąż nie mogę dojść do siebie po wydarzeniach z ostatnich dwudziestu pięciu minut. Pojedyncze wydarzenia przemykają po zakamarkach mojego umysłu. Philip, uderzenie, kłótnia, Vi, James, chłopaki to wciąż krąży po mojej głowie niczym mantra. Mimowolnie po mojej twarzy spływają łzy, a ja z trudem łapie powietrze. Czuje, że jestem zamykana w czułym uścisku czyiś ramion, potem czuje delikatny ciężar na moich ramionach, którym jest ciepły koc. Moją dobrodziejką była brunetka. Wycierając moje łzy zaczęła mi szeptać  słowa otuchy.
— Wszystko będzie dobrze. Już po wszystkim, jego już tu nie ma. Nic i już nie grozi, nikt już nigdy więcej nie zrobi Ci krzywdy,a ja się o to postaram, możesz mi wierzyć. Jesteś bezpieczna. Nie zamartwiaj się już tym, nie powinnaś w Twoim stanie. Na razie musisz na razie nic mówić kochanie. Położymy się i odpoczniemy, zgoda? – Ja tylko przytaknęłam głową, i po chwili znalazłam się w silnych ramionach Jamesa. Za nim powolutku stawiała kroki Victoria. Zanim się obejrzałam już leżałam teraz w swoim łóżku przykryta ciepłą warstwą miękkiej pierzynki przytulana przez moją najlepszą przyjaciółkę.
— Co się ze mną dzieje? Przecież nie płakałam od śmierci rodziców i od czasów problemów z Lili. – Głośno chlipnęłam — Czy to ze mną jest coś nie tak? Ja naprawdę chcę tego dziecka, nawet nie wiesz jak bardzo. Czemu on nie mógł tego zrozumieć? Ja wiem, że było nie planowane, ale... – Nie dałam rady już dokończyć, gdyż zaniosłam się płaczem. Nawet nie wiem czy moje słowa były zrozumiałe w tym całym moim bełkocie pomieszanym ze szlochem.
— Shh.. – Uciszała mnie Victoria głaszcząc moje włosy. — Musisz teraz odpoczywać. Zamknij oczka i pomyśl o samych dobrych chwilach. – Udało mi się uspokoić dzięki myśli o zdrowiu mojego maleństwa. Czułam jak powoli odlatuje do spokojnej krainy, aż w końcu odpłynęłam w objęcia Morfeusza.

Obudziłam się następnego dnia. Vi musiała być w pracy, bo moich nawoływań nikt prócz Sisi się nie zjawił. Głaskając suczkę spojrzałam na zegarek było niewiele po czternastej. Napisałam do mojej siostry sms, że chciałabym się z nią dziś spotkać o wpół do trzeciej w naszej ulubionej kawiarni. Napomknęłam coś o tym, że jest to sprawa niecierpiąca zwłoki i poszłam zjeść późne śniadanie. Potem w łazience z trudem doprowadziłam się do porządku, nałożyłam jakieś jeansy i ciemnozielony T-shirt. Spojrzałam w lustro i stwierdziłam, że nie jest aż tak źle. Nim się spostrzegłam, a do spotkania z Lili zostało mi tylko dziesięć minut. Wzięłam kluczyki od samochodu, zamknęłam mieszkanie i zeszłam po schodach, by po chwili zasiąść na miękkim skórzanym fotelu za kierownicą mojego auta. Po kilkunastu minutach dotarłam na miejsce. Blondynka już czekała przy stoliku, na którym stałą szklanka z cieczą o pomarańczowej barwie. Przywitałam się z siostrą, krótkim "hej" i zamówiłam to samo co ona, dodatkowo jeszcze prosząc o kawałek szarlotki z lodami i bitą śmietaną.
— Jaką to niby ważną sprawę masz do mnie? – Spytała od niechcenia.
— Może nie zupełnie bezpośrednio dotyczy ona Ciebie, ale w sumie też dotyczy. Mam dla Ciebie dobrą nowinę. – Zrobiłam krótką pauzę, by zrobić napięcie. — Będziesz ciocią! - Powiedziałam rozentuzjazmowana z uśmiechem.
— Co? Jesteś w ciąży? – Spytała z nutką złości.
— Tak, nie cieszysz się? - Mina mi trochę zrzedła, spodziewałam się innej reakcji.
— Jak mam się cieszyć? Będę musiała niańczyć jakiegoś bachora! Ale to już nawet nie o to chodzi. Jak mogłaś mi to zrobić! Wysłałaś mnie do szkoły z internatem, ze względu na swoją pracę, a teraz sama będziesz mieć dziecko. Nie masz na nie czasu! Tak jak na nie miałaś go dla mnie! – Po jej policzku spłynęła samotna łza. Wzięła swoją torbę i chciała wyjść z restauracji, zdążyłam ją zatrzymać łapiąc za rękę. — Puść mnie, to boli!
— Liliana, zaczekaj! – Spojrzałam jej w oczy. – Nie wiedziałam, że tego nie chcesz. Byłam przekonana, że tego właśnie potrzebujesz. Uwolnić się ode mnie. Ja chciałam tylko, żebyś była szczęśliwa. Przepraszam, przecież wiesz, że Cię kocham w końcu jesteś moją malutką siostrzyczką. — Mocno ją przytuliłam, a ona odwzajemniła ucisk.
— Byłam pewna, że mnie nienawidzisz, że wysłałaś mnie tam żeby się mnie pozbyć. Żyć wolnym życiem i zająć się swoją karierą, a ja nie chciałam Ci tego utrudniać. – Szlochała blondynka.
— Nie płacz, jeśli chcesz możemy zamieszkać znowu razem. Możemy naprawić ten cały stracony czas. – Ja także uroniłam parę łez.
— Tak! Chcę! Bardzo! – Wytarła wierzchem dłoni słoną ciecz z twarzy, nie przejmując się rozmazanym tuszem.
— Jeszcze popracuje kilka miesięcy, ale nie martw się  w tym czasie zajmie się Tobą Victoria.
— Dobrze. – Uspokoiła się. — Czy to ta Victoria,o której myślę, że to ona? – Posłała mi słaby uśmiech
— W rzeczy samej. – Odpowiedziałam z powrotem siadając na krześle naprzeciwko Lili. 
— Mirabel też przyjechała?! – Jej humor nagle się zmienił, była podekscytowana i cała w skowronkach.
— Niestety nie, ale może kiedyś, kto wie.. – Złapałam ją za dłoń, próbując ją pocieszyć.

piątek, 23 października 2015

Four

       Weszliśmy do środka budynku zamykając za sobą duże szklane drzwi. Agencja była urządzona w bardzo nowoczesnym stylu. W samym środku pomieszczenia znajdowała się średniej wielkości fontanna. Zarówno ściany jak i podłoga były pokryte białymi kafelkami. Tego samego koloru było biurko, za którym na fotelu z czarnej skóry siedziała młoda dziewczyna. Odkładając słuchawkę telefonu swoje proste czekoladowe włosy założyła za lewe ucho. Jej jasnozielone oczy wróciły do przeglądania kartek papieru leżących tuż przed nią. Kobieta złapała za leżący obok długopis po czym poczęła coś na nich pisać.
Ściana za brunetką różniła się od pozostałych. Wyglądała jakby była zrobiona z drewna, ale może to tylko jego imitacja. Jednak nie wydaje mi się, że w takim miejscu można sobie pozwolić na takie zamienniki. Na moje oko to orzech amerykański, ale specem od drewna nie jestem. Tata pasjonował się takimi rzeczami, więc od czasu do czasu coś tam zdarzyło mu się chlapnąć w tym temacie. 
— Rossie! Kochana, witaj! – Mercer głośno powitała sekretarkę uśmiechając się od ucha do ucha.
— Maya! Jak dobrze, że już wróciłaś! Popatrz tylko ile mam pracy. – Dziewczyna z grymasem na twarzy wskazała ręką na stratę papierów na jej biurku. — Cześć, ja jestem Rossana. – Zwróciła się do mnie, z uśmiechem podając mi swoją zadbaną dłoń z pomalowanymi na burgundowo paznokciami.
— Victoria, bardzo mi miło.
— Vi jest moją przyjaciółką z Polski i szukamy dla niej pracy, ale myślę, że to nie potrwa długo. – Mrugnęła w stronę zielonookiej, a moja twarz przypominała jednego z pomidorów, które można znaleźć na straganie.
— Maya! – Zbeształam ją.
— Vivi jest u siebie? – Kontynuowała ignorując moją uwagę.
— Jestem pewna, że Wasze poszukiwania właśnie się zakończyły, a co do Viviene to musicie się spieszyć, bo za 15 minut ma spotkanie.
Ruszyłyśmy w kierunku korytarza z czarnymi ścianami, wcześniej żegnając się z Rossaną. Wyjechaliśmy windą na trzydzieste czwarte piętro i skierowałyśmy się w stronę pokoju, w którym przebywała obecnie szefowa mojej przyjaciółki. Brunetka zapukała dwa razy po czym złapała za klamkę i otworzyła orzechowe drzwi.
Przy jednym z dużych okien stała wysoka kobieta ubrana w lawendowy kombinezon i kremowe szpilki, nie dała bym jej więcej niż trzydzieści lat. Czarne włosy miała nisko spięte w ciasny kok. Wydawało mi się, że nawet jeden choćby najmniejszy kosmyk nie śmiałby się sprzeciwić właściciele i w jakiś sposób wyjść z poza tego upięcia. W oczy od razu rzucił mi się makijaż kobiety. Oczy podkreślone czarną kredką i usta pomalowane ciemnoczerwoną szminką.
Zaszczyciła nas spojrzeniem swoich piwnych oczu i uśmiechnęła się szeroko.
— Witajcie! Mayu jak miło znów Cię widzieć w takim dobrym nastroju, promieniejesz. Mam dla Ciebie kolejne zlecenie. – Zwróciła się w stronę brunetki, po czym podała mi dłoń. — Viviene Verlaine*.
— Victoria Blank, to dla mnie zaszczyt. – Odpowiedziałam szczerze.
— Jakaż ona urocza! I tylko spójrzcie na te oczy, niezwykłe!
— Viviene – Przerwała jej moja przyjaciółka — Przejdę do rzeczy przyszłyśmy w sprawie pracy. 
— Ah tak? – Kobieta zmierzyła mnie uważnie swoim badawczym spojrzeniem od stóp do głów. Przyłożyła sobie dłoń do ust i zmrużyła oczy. Wyglądała jakby się nad czymś w skupieniu zastanawiała. A ja stałam tam tylko jak taki słup soli, nie wiedząc co ze sobą począć. Po pewnym czasie, przeniosła swój wzrok na Mayę, a później z powrotem na mnie. Podeszła do biurka i wybrała jakiś numer na telefonie.— Wyślij do mnie Inessę, niech zaprowadzi Victorię do Charlesa, powiedz mu, że chcę mieć te zdjęcia jak najszybciej.
Po paru minutach do gabinetu Verlaine weszła młoda kobieta z jasnoróżowymi włosami, która przedstawiła mi się jako Inessa.
—  Zaprowadź Victorię do Charlesa i powiedz mu, że chcę mieć te zdjęcia jak najszybciej. – Gdy już miałyśmy wychodzić Viviene dodała. — A! I ubierzcie ją w tą sukienkę w kolorze oranżu z najnowszej kolekcji Versace'go. 
I się zaczęło, cała ta gorączka – malowanie, przebieranie i w końcu zdjęcia próbne. Zdążyłam bliżej poznać Innesę i muszę przyznać, że to naprawdę przeurocza i szalona persona. Opowiedziała mi jak dostała pracę w firmie potem temat przeszedł na jej codzienne zajęcia w agencji oraz pracowników. Po wszystkim zeszłam do recepcji, gdzie czekała już na mnie Mercer. Z jej wyrazu trudno było mi odgadnąć jak mi poszło. Spojrzałam wymownie w kierunku Rossany, ale ta tylko wzruszyła ramionami i wróciła do swojej papierkowej roboty, posyłając mi przy tym uśmiech pełen otuchy. Tylko cicho westchnęłam i ruszyłam do mojej przyjaciółki. Wyszłyśmy z budynku i ruszyłyśmy w kierunku jej mieszkania. 
— I jak mi poszło?– Zapytałam zniecierpliwiona. Zatrzymałyśmy się, a ta spojrzała na mnie smutnym wzrokiem i miną  w stylu "nic z tego nie będzie". Serce mi stanęło, tyle pracy i zmarnowanego czasu poszło na nic. Co ja sobie w ogóle myślałam, ja modelką? Dobre sobie.
— No nic, mówi się trudno. Nie tylko na tym świat się kończy. Przecież nie musimy pracować razem. Jutro pójdę pochodzić po jakiś restauracjach, może szukają jakiejś kelnerki albo coś w ten deseń. No przecież wiesz o co mi chodzi, prawda? Zawsze... – Przerwałam swoją paplaninę w momencie kiedy Maya wybuchła głośnym niepohamowanym śmiechem. Posłałam jej wrogie spojrzenie i zrobiłam oburzoną minę. — Co Cię tak śmieszy? – Skrzyżowałam ręce pod piersiami. Gdy brunetka się już uspokoiła ponownie zadałam jej pytanie. — Skończyłaś? Czy mam jeszcze trochę poczekać? 
— Oj ty mój głuptasku! – Maya poklepała mnie po ramieniu, kręcąc głową. — Viviene coś tam marudziła, że jesteś trochę za niska, ale ją przekonałam. Dostałaś tę pracę! Masz przyjść jutro podpisać kontrakt! – Musiało minąć parę dobrych chwil zanim dotarły do mnie te słowa. Kiedy w końcu się ogarnęłam, rzuciłam się mojej przyjaciółce na szyję głośno piszcząc.
— Ale mówisz serio? Nie wkręcasz mnie? – Spytałam jeszcze do końca w to nie wierząc.
— Jestem teraz w stu procentach poważna. Przyjmij moje najszczersze gratulacje! Mówiłam Ci, że się uda.– Przytuliła mnie tak mocno, że nie mogłam oddychać.
— Ty moja kłamczucho! – Dźgnęłam ją w bok. — Zobaczysz jeszcze się zemszczę.
— Nie ma sprawy będę czekać – Zbyła moje słowa machnięciem ręki. — To co? Trzeba to uczcić. – Zamajtała brwiami, a ja już wiedziałam co się święci.
— Znowu impreza? – Wydałam z siebie jęk niezadowolenia.
— Witamy w Los Angeles! – Uśmiechnęła się do mnie brunetka.


Impreza miała rozpocząć się za godzinę u "nas" w domu. Ja kończyłam robić jedzenie, a Maya już od 20 minut siedziała w łazience. Gdy wyszła zamurowało mnie, byłam niemalże pewna, że dziewczyna robiła sobie w tym czasie makijaż, ale wyszła z niej dokładnie tak samo jak do niej weszła, z jednym małym szczegółem, jej twarz była blada jak kreda.
— Wszystko dobrze? – Spytałam zmartwiona jej stanem
— Tak, tak. To nic takiego. Chyba coś mi zaszkodziło. – Odpowiedziała z lekkim grymasem na ustach. — Zostaw te jedzenie, ja skończę je robić, Ty powinnaś się szykować.
— Dużo mi nie zostało, praktycznie już kończę, za to Ty powinnaś odpocząć. 
— O mnie się nie martw, dam sobie doskonale radę. Jak widzisz już mi lepiej i czuje się doskonale. – Posłała mi oczko. 
Poddałam się, bo wiem, że i tak nie miałabym z nią szans. Poszłam do mojej garderoby. Wybrałam sobie skromny zestaw, który składał się z pudrowo-różowej sukienki i szpilek w tym samym kolorze. Założyłam złote kolczyki z czarnym kamieniem oraz pasującą do nich zestaw bransoletek. Zrobiłam też również lekki makijaż i wszystko pokreśliłam trochę ciemniejszą szminką. Kiedy wróciłam Maya była już prawie gotowa. Ubrała hebanową elegancką bluzkę na krótki rękaw z falbanką i białą ołówkową spódnicę. Do tego skórzane sandałki na wysokim obcasie w takim samym kolorze jak góra mojego odzienia. Skoro wszystko było zrobione i nikt jeszcze nie przyszedł to postanowiłam pomalować swoje paznokcie lakierem w kolorze ecru. 
Nasi goście przybyli punktualnie z wyjątkiem jednego, którym był chłopak mojej przyjaciółki.
— Co oblewamy? –Zapytał Kendall wskazując butelki z wódką i winem oraz wielkim bananem na twarzy. Już miałam coś powiedzieć, ale brunetka mnie w tym uprzedziła.
— Vi podpisała kontrakt z moją szefową! – Krzyknęła radośnie. — Znaczy się idzie podpisać jutro, ale teoretycznie wiecie jak jest. – Zaśmiała się perliście, a my jej zawtórowaliśmy.
— Uuu... mamy kolejną modelkę – Zagwizdał głośno Caros — No no, gratulacje!
Alexa dołączyła się do wypowiedzi swojego męża, a chłopcy życzyli mi jak najlepiej w nowej pracy, a ja czułam się trochę niezręcznie i może trochę dziwnie. Chyba nie jestem przyzwyczajona do przebywania w centrum uwagi.
Po pół godzinie szalonej zabawy usłyszeliśmy dzwonek do drzwi. Maya cała w skowronkach pędem oderwała się z krzesła i w błyskawicznym tempem znalazła się tuż przed drzwiami. Otworzyła przystojnemu blondynowi, aczkolwiek to nie mój typ. Zawsze miałyśmy różne gusta co do mężczyzn. Ów chłopak przedstawił się jako Philip Bronte. Wydawał się bardzo miły i uprzejmy, ale powiem, też, że miał coś z kobieciarza. 

W momencie trwania domówki musiałam iść za potrzebą. W drodze do łazienki usłyszałam jakieś wrzaski obok pokoju Mai, więc zaniepokojona postanowiłam się zatrzymać. Tak wiem, że nie ładnie jest podsłuchiwać, ale coś mi tu śmierdziało.
— Jesteś pewna? – Głowę bym sobie dalą uciąć, że ten głos należał do Philipa. Brzmiał jakby był zdenerwowany, a może wkurzony. Nie! To były oba wymienione przeze mnie stany emocjonalne.
— Na sto procent, inaczej bym Ci nie mówiła – Pewnie odpowiedziała Maya.
— Cholera!– Teraz to był wkurzony na maksa, w sumie to się nawet obawiam czy nie zrobi czegoś złego mojej przyjaciółce. — Chyba nie zamierzasz...no wiesz..? – Zapytał już trochę łagodniejszym tonem.
— Zamierzam! A co Ty myślałeś? – Odpowiedziała oburzona dziewczyna .
— Pomyśl o swojej przyszłości...o naszej. – Poprawił się. — Nie jesteśmy jeszcze gotowi na...no wiesz, ..w każdym razie ja nie jestem i nie mam czasu zajmować się no...wiesz. – Omijał to konkretne słowo jakby się nim ewidentnie brzydził.
— Myślałam o niej i ja również nie jestem na to gotowa, ale damy radę. – Mówiła troskliwie brunetka. — Kocham Cię, a Ty?
— Nie zamierzam TO niańczyć, jeżeli chcesz to sama się w to baw! Usuń TO albo ja odejdę. – Jego głos był ostry jak brzytwa.
— Wiesz co? Myślałam, że jesteś inny. Ja idę do gości, a Ty tu lepiej zostań i ochłoń! – Rzuciła Maya.
Usłyszałam kroki i ciche skrzypienie drzwi. Szybko zrobiłam kilka kroków do tyłu i jakby nigdy nic udałam się do łazienki, mimo iż przejście obok w takiej sytuacji było dla mnie bardzo trudne. Jezu co za drań z tego Philipa! Moment! Jeszcze raz, zróbmy analizę, ale taką na spokojnie. "Zamierzam. Przyszłość. Gotowi. Zajmować. Damy radę. Niańczyć. Usuń TO." Te poszczególne słowa zaczęły przemykać po zakamarkach mojego umysłu, aż w końcu zatrzymały się. I uderzyły z podwójną siłą. Czy to znaczy, że zostanę ciocią? Moja przyjaciółka jest w ciąży? Ona mu mówi, że go kocha i dadzą radę. A On? Co to znaczy, że nie chcę się w TO bawić!? No co za skurwysyn. Dopiero zobaczy co to jest zabawa, tak się z nim rozprawię, że popamięta mnie na zawsze.
Impreza zakończyła się po drugiej. Tego wieczoru wypiłam bardzo mało, Maya z resztą też o ile w ogóle, no ale chyba z wiadomych powodów. Dzisiaj, a raczej wczoraj nie doszło do konfrontacji między mną, a Panem Bronte. Jednak to nastąpi już nie długo niech się nie martwi kara za to, że zranił moją przyjaciółkę będzie bardzo, bardzo wysoka, oj będzie... Zresztą Pan Skurwiel szybko uciekł. Mercer była przez resztę imprezy zmartwiona, przybita i smutna. Będę musiała dzisiaj z nią porozmawiać, ale dopiero jak odpocznie. Nie chcę jej teraz męczyć.


__________________________________________________
*Verlaine – czyt. Werlę
Rozdziału dość długo nie było, i  bardzo was za to przepraszam. Oczywiście standardowo przyczyniło się do tego: brak czasu, brak weny, nauka, szkoła i lenistwo chodź u mnie też mały wkurzający problem z laptopem.
Postaram się, żebyście na kolejny rozdział nie musieli tyle czekać.

czwartek, 1 stycznia 2015

Three

Otworzyłam drzwi, w których stała moja droga przyjaciółka.
— Hej kochanie! – Rzuciła mi się na szyje — Mam prezenty! – Krzyknęła uradowana, ale jej twarz nieco stężała, gdy zajrzała do środka. 
Odłożyła walizkę i torby, zrzuciła ze stóp obcasy i weszła do pokoju. Myślałam, że mnie zabije, co jednak nie nastąpiło. Zaczęła się śmiać jak opętana. Czym obudziła Logana, który widząc w jakim jest stanie omal nie zwymiotował.
— Kendall, skarbie bokserki nosi się gdzie indziej – Powiedziała z uśmiechem przechodząc tanecznym krokiem.
– Ree idź się umyć, ja przyniosę mopa. A Ty Maslow widzę, że to była dzika noc. – Zamajtała brwiami, a ciemnooki się uśmiechnął kręcąc głową z dezaprobatą. W tym samym momencie wszedł Carlos padając u stóp Mai.
— Boziu, gdzieś Ty była, tak tęskniliśmy. – Zaczął udawać, że płacze, łapiąc ją za stopę.
— Ej, Latynos chyba jeszcze nie wytrzeźwiałeś. – Mruknęła rozbawiona.
— Vi w kuchni, w trzeciej szufladzie od lodówki jest aspiryna. Przyniesiesz?
Gdy kiwnęłam głową, dziewczyna poszła po mopa. Nalewając wody do kubków i niosąc tabletki wciąż nie mogłam pojąć tego, że się nie zezłościła. Ona mnie zaskakuje za każdym razem. Gdy przyszłam, podłoga była posprzątana, a James z Kendallem właśnie wychodzili ubrani z łazienki.
— Nawet nie wiecie jak tęskniłam – Przytuliła Maslowa i Alexę po czym podeszła do Schmidta i pocałowała go w policzek, a z Loganem i Carlosem przybiła żółwie.
— Widzę, że już poznaliście Victorię. To co? Chodźcie, mam prezenty dla całej bandy.
Zaprosiła nas do kuchni. Henderson z Peną pobiegli przepychając się w korytarzu, a za nimi, próbując ich uspokoić Alexa i Kendall. Ostatni, czyli ja i James, szliśmy wolnym krokiem.
Gdy weszliśmy każdy już szukał torby ze swoim imieniem. Czułam się jak w święta. Latynos dostał zegarek, Maslow – krawat od Yvesa, Logan – markowe okulary przeciwsłoneczne, Schmidt – nieśmiertelnik, blondynka – piękną złotą bransoletkę, a ja mówiąc oczywiście, że nic nie chcę i tak dostałam prześliczną sukienkę od Prady.
Oczywiście wszyscy ją wyściskaliśmy, ale dziewczyna widząc stan niektórych osób w naszym gronie, wysłała połowę do łóżek, a sama Maya wzięła się za gotowanie obiadu. Ja, przechodząc zauważyłam, że dołączył do niej Kendall. I przysłuchawszy się ich rozmowie można było stwierdzić, że ją podrywa, tym swoim pijackim bełkotem. Państwo PenaVega byli cicho, Logan i James za to szaleli na łóżku w sypialni Mai. Skończyło się na obitym łokciu Maslowa i limie Hendersona. Przez ten cały czas kiedy Mercer gotowała obiad, ja krzątałam się z jednego pokoju do drugiego pilnując, żeby nikt nie zrobił sobie większej krzywdy. Około piętnastej wszyscy przywlekli się do stołu.
— Maya może opowiesz jak poznałaś chłopaków? – Odezwałam się pierwsza. Byłam ciekawa, jak ona to zrobiła, jaka była jej historia.
— No więc tak – zaczęła — Gdy wylatywałam z Polski razem z Lili, nagle coś stało się z samolotem i byliśmy zmuszeni do przesiadki. Jako, że żadna z nas nie latała nigdy sama w przestworzach, to obie siedziałyśmy z paznokciami wbitymi w siedzenia. Wtedy jakiś uroczy mężczyzna szturchnął mnie w ramię i uśmiechnął się do mnie życzliwie. Jak się domyślasz był to James. Potem zaczęliśmy rozmowę i przedstawił mnie swoim przyjaciołom. Nie wymieniliśmy się numerami, więc myślałam, że już go więcej nie spotkam. Pech chciał, że spotkałam go wieczorem, następnego dnia, gdy wracałam z sesji. Gdy był nachlany, że aż staczał się w dół chodnika. Postanowiłam zgarnąć go do siebie, zanim zrobi to policja. Rano był kompletnie skrępowany i nie wiedział co się stało. I pomijając fakt, że myślał iż się ze mną przespał, to poranek był całkiem miły. Następnego dnia odwiedził mnie z chłopakami i do tej pory tak robi. – Tym akcentem zakończyła swój długi monolog.
Chłopacy poszli po osiemnastej. Mercer postanowiła, że powinnyśmy zrobić babski wieczór jak za dawnych lat. Malowałyśmy paznokcie, robiłyśmy sobie nawzajem fryzury i makijaże, a przy tym cały czas rozmawiałyśmy na różne tematy. Miedzy innymi o tym ile się zmieniło, odkąd wyjechała. Jak to się stało, że tu przyjechałam. Jak mi jej brakowało i jak jej brakowało mnie. O tym jak sobie radziła z rolą rodzica i jak dogadywała się z siostrą, potem  trochę plotkowałyśmy o chłopakach. Dowiedziałam się, że spotkała takiego jednego, całkiem przystojnego i miłego. Są już razem od jakiegoś czasu. 
Dłuugo jeszcze rozmawiałyśmy o rożnych bzdurach, spać położyłyśmy się dopiero po piątej nad ranem, a wstałyśmy po trzynastej.
Po szybkim odświeżeniu się poszłyśmy z Mayą do jej ulubionego baru na śniadanie. Jedzenie wprost rozpływali się w ustach. Oczywiście pod pretekstem kupna jednej potrzebnej rzeczy, weszłyśmy do Galerii. Potem okazało się, że Mercer chciała nabyć "tylko" kilka nowych ciuchów i to nie tylko dla siebie. Przeliczyłam się myśląc, że nie kupimy dużo, a w dodatku wszystko z górnej półki. Moja uparta przyjaciółka oczywiście musiała za wszystko zapłacić i nie było co mówić o jakimkolwiek proteście. Także skończyło się na tym, że weszłyśmy do jednej czwartej sklepów tej "małej" Galerii, gdzie z każdego wyszłyśmy z co najmniej dwiema torbami ciuchów. I tak każda z nas obładowana chyba tysiącami przeróżnych rzeczy wyszła z Centrum Handlowego. I tylko sam Bóg wie jak udało nam się stamtąd wyczołgać. Gdy Maya już miała dzwonić po taksówkę, podjechał do nas samochód, gdy szyba samochodu powoli otwierała się my zaczęłyśmy rozpoznawać dwie dobrze znane nam twarze, siedzące na dwóch przednich siedzeniach pojazdu.
— Obrabowałyście sklep? – Zapytał chichoczący Schmidt.
— Nie, my tylko byłyśmy ma małych zakupach. – Odpowiedziała mu Maya z bardzo poważną miną, jakby w ogóle jej to nie bawiło. Tak swoją drogą małe zakupy? Kochana chyba się przejęzyczyłaś.
— Małe? – Zapytał ze zdziwieniem James, który chyba podzielał moje zdanie co do wielkości tych zakupów, a może to telepatia? — To jakie muszą być duże? – Tym razem nie wytrzymali i obaj zaczęli się śmiać wniebogłosy.
— Ha, ha, ha bardzo śmieszne, aż tarzam się ze śmiechu. - Brunetka odpowiedziała udając, że ją to bawi. Ta kobieta nigdy nie lubiła żartów na temat zakupów.
— Może was podwieźć? Właśnie jedziemy w kierunku Twojego mieszkania, a zobaczyłyśmy Was i pomyśleliśmy czy, może nie potrzebna wam podwózka. To co? – Zapytał brunet.
— Jasne, czemu nie. I tak miałam właśnie dzwonić po taksówkę. – Teraz moja najdroższa przyjaciółka odpowiedziała mniej poważniej niż wcześniej i nawet dostrzegłam uśmiech na jej twarzy.
Chłopacy wysiedli z samochodu i pomogli nam schować te wszystkie torby w bagażniku. Ja zdobyłam się na krótkie "Dziękuje" w stronę Jamesa gdyż on pomagał mi, a Kendall Mai. I to było pierwsze co powiedziałam do tej pory od ich spotkania. Może to ze względu na moją nieśmiałość?
Mężczyzna odwiózł nas, a Mercer zaprosiła chłopaków do środka na kawę. Chłopcy zgodzili się przyjść na chwilę. Rozgościli się w salonie, a ja pomogłam brunetce w kuchni. Wyłożyłam na wielki talerz ze trzy rodzaje ciastek i dwa ciasta, które Maya kupiła w cukierni pod moją nieobecność, gdy załatwiałam swoje potrzeby fizjologiczne. Zaniosłam je do pokoju, gdzie przybywali nasi goście. Ależ ja mam wyczucie czy musiałam akurat wejść, gdy James pytał się swojego towarzysza:
— Czy myślisz, że powinienem się z nią umówi.. – Oczywiście w tym momencie zamilkł, gdyż właśnie weszłam do salonu — Powinienem się umówić do fryzjera? 
Kendall zmarszczył brwi i spojrzał na mnie, a ja tylko podałam im ciastka i wyszłam z tego pomieszczenia tak szybko jakby gonił mnie sam diabeł.
Biorąc kilka głębokich wdechów ruszyłam w kierunku kuchni, by pomóc Mai przy kawie.
A wracając do Jamesa myślę, że jego włosy mają się świetnie i chyba każdy wie o co mu chodziło. Jednak mniejsza, nie będę w to wnikać. Chociaż nurtuje mnie to z kim chciałby się umówić? To pytanie towarzyszyło mi całą drogę do kuchni. Dopiero gdy zobaczyłam opadającą na krzesło Mayę, trzymającą się jedną ręką za głowę, a drugą opierającą się blatu stołu, mój mózg zmienił tok myślenia, a moje nogi przyśpieszyły kroku na ratunek brunetce.
— Wszystko porządku nic Ci nie jest? Co się dzieje? – Spytałam zmartwiona stanem swojej przyjaciółki.
— Nie, nic mi nie jest. Zwyczajnie zakręciło mi się w głowie, wszystko jest w jak najlepszym porządku. – Powiedziała powoli podnosząc się z krzesła. — To pewnie ze zmęczenia, dużo dzisiaj chodziłyśmy, jeszcze ta podróż i to zarwanie nocy. Nie martw się tym. – Uśmiechnęła się do mnie i przytuliła w nadziei, że nie będę już o tym myśleć. Chociaż nie byłabym tego taka pewna. Ona również nie wyglądała też, by swoją odpowiedzią przekonała samą siebie. Wzięła do ręki jeden z kubków, z parującym gorzkim napojem i postawiła na tej samej tacy, na której jeszcze niedawno znajdowały się wyroby cukiernicze, które jak myślę aktualnie wędrują przez układ pokarmowy naszych gości. Chwyciłam miskę, w której znajdował się cukier i szłam za brunetką, pogrążona w swoich myślach.
Chłopaki wyszli po telefonie od chłopaka Mai. Sam Kedndall wydawał się lekko zdenerwowany i smutny możliwe, że także zawiedziony. W sumie to z jednej strony dobrze i tak w sumie całą rozmowę milczałam. Co jakiś czas pytana o coś, dawałam krótką, aczkolwiek chyba zadowalającą odpowiedź lub gdy wszyscy się śmieli ja udawałam, że również to robię. Byłam przez całe spotkanie jakaś nieobecna. Może dlatego, że martwiłam się stanem przyjaciółki albo dlatego, że zastanawiałam się kogo Maslow miał na myśli myśląc randce? Może, to ze względu tęsknoty za domem i rodziną? Za siostrą, mamą i tatą. Tym życiem na spokojnej wsi. Jeszcze jedno zaprzątało mi głowę, czy ja przypadkiem nie za dużo myślę o tym całym Jamesie? Chyba się w nim nie zakochałam? Boże Wszechmogący jak takie słowa mogły mi się w ogóle przejść przez głowę ja chyba powariowałam.
Obie położyłyśmy się spać bardzo wcześnie, chodź mi osobiście tej nocy sen nie przychodził tak łatwo. Rano zjadłyśmy śniadanie i poszłyśmy się ubrać. Brunetka mówiła, że dziś musimy iść w jedno, bardzo ważne miejsce. Wsiadłyśmy do samochodu, a po pewnym czasie zaparkowałyśmy. Stanęłyśmy przed ogromnym szarym budynkiem z mnóstwem okien. Przed wejściem widniał duży napis "Agencja Modelek".