czwartek, 15 grudnia 2016

Seven

Włożyłam klucz do zamka i przekręciłam dwa razy w lewo. Pociągnęłam za klamkę tym samym powodując, że drzwi od mieszkania Mayi otworzyły się. Weszłam powoli do środka i rzuciłam klucze na pobliski mebel, znając mnie pewnie potem w pośpiechu będę ich wszędzie szukać. Spojrzałam smutno na zegarek wiszący na ścianie i cichutko westchnęłam, całe kilka tygodni sama. Liliana pojechała z moją przyjaciółką, miała jej pilnować żeby przypadkiem się nie przepracowała. Starsza Mercer przed wyjazdem powiedziała, że zawsze mogę zaprosić chłopaków albo Alexy, na pewno w każdej chwili z chęcią do mnie przyjdą. Niby jej wierzę, ale nie chcę też nikomu przeszkadzać, z pewnością mają miliony swoich własnych spraw, a jeszcze taka ja wali im się na głowę.
— Odpada! – Mruknęłam sama do siebie i jakby na potwierdzenie wypowiedzianych chwilę temu przeze mnie słów pokręciłam kilka razy głową na boki w zaprzeczeniu.
Skoro było już po dwudziestej postanowiłam zrobić sobie długą kąpiel i pójść szybciej spać skoro jutro idę do pracy. Skierowałam się do jednej z łazienek i zaczęłam nalewać do wanny ciepłej wody, zapaliłam parę świeczek, włączyłam radio — leciała jakaś spokojna nuta.
— Idealna atmosfera! – Zdecydowanie powinnam przestać mówić sama do siebie.
Kiedy weszłam do wanny poczułam kojące ciepło rozpływające się po całym moim ciele. Przymknęłam oczy wsłuchując się w melodie i nawet nie zauważyłam kiedy odpłynęłam do krainy Morfeusza. Wystraszona nagłym hałasem zachłysnęłam się wodą, oczywiście zapomniałam, że wciąż biorę kąpiel i proszę o to tego skutki. Wychodząc z wody i przebierając się w jedną z moich ulubionych satynowych koszul nocnych, rozmyślałam co mogło spowodować moją nagłą pobudkę. Pierwsza myśl to trzask zamykanych drzwi. O Mój Boże, czy ja w ogóle je zamknęłam? A co jak to jakiś włamywacz albo płatny zabójca, a może handlarz ludzkimi narządami? Okradnie, zabije, poćwiartuje, sprzeda? STOP! Za dużo myśli, wdech i wydech. Spokojnie bez paniki może to tylko przeciąg i nie potrzebna ta cała moja wariacja. Wyłączyłam radio i na trzęsących się nogach weszłam do salonu. Wszystko jest w jak najlepszym porządku, najwyraźniej mam omamy słuchowe. Wzięłam jeszcze kilka głębokich wdechów dla uspokojenia i skierowałam się do kuchni w celu zjedzenia wczorajszej zapiekanki serowej z makaronem. Przez chwilę miałam nawet wrażenie, że widzę jak jakiś cień się rusza, ale to zdecydowanie moja zbyt wybujała wyobraźnia płata mi figle. Nagle mnie olśniło. Ale ja jestem głupia! To pewnie Sisi znowu rozrabia. Uśmiechnęłam się sama do siebie, że w końcu udało mi się rozwiązać zagadkę tego całego zamieszania. Byłam niczym Sherlock Holmes!
Nagle światło zgasło. Teraz to na pewno mi się nie ubzdurało. Ciemność, nic poza tym. Czy to korki wysiadły? Co za dzień! Poczułam jak ktoś przykłada mi rękę do ust, mój oddech przyśpieszył, serce biło co najmniej trzy razy szybciej niż zwykle. Aha, a jednak miałam racje! Nie zwariowałam! Jednak to raczej nie czas na myślenie o tym.
— Chciałem po dobroci za to Ty już niezupełnie, więc będę musiał sam pozbyć się tego problemu. – Mężczyzna szepnął mi do ucha. Ciarki przeszły po całym moim ciele, a do moich nozdrzy dostał się odór alkoholu.
Ten obrzydliwy znajomy głos, ale teraz jak na złość nie mogę sobie przypomnieć do kogo należy. Nie wiem nawet o co mu chodzi, o jakim on problemie mówi? W nikłym świetle ulicznych lamp zza okna dostrzegłam jak owy mężczyzna trzyma jakiś przedmiot w swojej prawej ręce. Postanowiłam działać szybko i ugryzłam go w lewą dłoń na ślepo kopiąc w czuły punkt. Z jego gardła rozległ się głośny skowyt. 
— Suka! – Wycharczał i zrobił jakiś bliżej nieokreślony ruch w moim kierunku.
Jednak nie byłam taka szybka jak mi się wydawało i włamywacz dźgnął mnie nożem w brzuch. Syknęłam z bólu i upadłam na kolana, dotknęłam bolącego miejsca. Poczułam, że moja ręka zetknęła się z czymś mokrym i lepkim. Cholera, ja krwawię! Szybko się ocknęłam i chwiejnym krokiem postanowiłam poszukać włącznika. Po paru sekundach znalazłam to czego szukam i ciemność ustąpiła miejsca jasności. Spojrzałam na mężczyznę, który miał kominiarkę przez co nie mogłam zobaczyć jego twarzy, co z kolei utrudnienia mi jego identyfikację. Opierał się o kuchenny blat trzymając się za swoje kroczę. Czyli kopnęłam go po swojej myśli, można powiedzieć, że jesteśmy 1:1. Spojrzał na mnie. Jego spojrzenie wypalało we mnie dziurę, było odrażające. Myślałam, że zaraz zwymiotuje, dostałam gęsiej skórki i cała moja radość z triumfu nagle gdzie zniknęła.
— Kurwa! – Zmielił w swoich ustach głośne przekleństwo. —  To nie ta dziwka! Gdzie jest ta druga? Gadaj! – Pośpieszał mnie.
Czy jemu chodziło o Mayę? Chyba ma na mózg upadł, jeśli myśli, że mu powiem. Prędzej sczeznę, niż mu powiem. Z resztą i tak nie jestem w stanie wydobyć siebie z żadnego dźwięku, więc Twoje szansę pajacu na jakąkolwiek informacje z mojej strony są równe zeru.
— Nie chcesz mówić? Trudno, to Twój zasrany problem, ale chyba sama rozumiesz, że teraz będę musiał się Ciebie pozbyć. Mądra z ciebie dziewczynka, więc masz tego świadomość, że za dużo wiesz.
Przełknęłam głośno ślinę. Pozbyć? Czy on ma na myśli to, że chcę mnie zabić. Jak to za dużo wiem? Właśnie o to chodzi, że nic nie wiem. Może zechciałbyś mnie oświecić koleś? Nie dając mi prawie żadnego czasu na przetworzenie jego słów, zaczął zbliżać się w moim kierunku trzymając ten sam zakrwawiony moją krwią nóż, którym zranił mnie poprzednio. Moje nogi są jak z waty, nie mogę się ruszyć, tylko patrzę jak odległość między nami się zmniejsza. Jednak w porę udaje mi się ogarnąć strach, gdy morderca jest już niebezpiecznie blisko mnie. Robię unik w bok i prześlizguje się pomiędzy jego nagami. Gdy on stoi tam zdezorientowany i próbuje zrozumieć, co właśnie się stało, ja w tym czasie staram się szukać czegoś czym mogłabym się bronić. W pewnej chwili zauważam wazon z kwiatami i niewiele myśląc rzucam nim w jego kierunku. Szkło roztrzaskuje się na jego głowie, ale mężczyznę ani trochę to nie rusza. Facet zatrzymuje się tylko na chwilę, upuszcza nóż i idzie dalej.
— Tak chcesz się, bawić ty mała kurewko? Więc zacznijmy zabawę! – Zaśmiał się jak szaleniec.
W jednej sekundzie jego obrzydliwe łapska zaciskają się na mojej chudej szyi, a ja czuję, że zaczyna mi brakować tlenu. Szarpie się i próbuje mu się wyrwać, ale to tylko pogarsza moją obecną sytuację. Na ślepo szukam rękoma jakiegoś przedmiotu, który mógłby dać mi klucz do upragnionego powietrza. Czuje jak życie ze mnie ucieka, ostatkami sił udaje mi się coś złapać. Szybko dźgam tym mojego oprawcę, a ten tylko robi kilka kroków w tył i wyciąga widelec wbity w jego rękę. Na kuchennym blacie udaje mi się znaleźć patelnie i gdy ten okrutny człowiek znów  zmierza ku mnie, biorę zamach i uderzam go nią w twarz. To tylko wprawia go w stan oszołomienia, więc ponawiam swoją czynność dodatkowo dla pewności wbijając kawałek rozbitego wcześniej przeze mnie wazonu w jego szyję. W tym momencie facet runie bez życia na podłogę obryzgując moją osobę swoją krwią. 
Mój słodki Jezu, czy ja go zabiłam? Zaczynam dławić się powietrzem i własnymi łzami. Osuwam się po ścianie mocno przyciskając dłonią swój lewy bok, o którego istnieniu wcześniej kompletnie zapomniałam. Pewnie przez nagły dopływ adrenaliny nie czułam bólu, ale teraz każdy najmniejszy wdech i wydech bolał jak miliony wbijanych szpilek. Gdzie jest jakiś telefon? Z bólem tak niesamowitym, że nie do opisania jakimś cudem udaje mi się doczołgać do nieprzytomnego mężczyzny. Znajduję to czego poszukiwałam w kieszeni jego bluzy. Klnę cicho pod nosem, gdy zauważam, że ma hasło. Drżącymi rękoma próbuje wpisać cztery jedynki, czyli jedną z najbardziej przewidywalnych opcji. Udaje mi się to bez najmniejszego problemu. Ten idiota naprawdę ma takie hasło. Łzy ciurkiem spływają mi po twarzy, gdyż w ból brzucha nasila się. Muszę wyglądać strasznie, ale kto by się teraz przejmował wyglądem. Czuje jak robi mi się coraz bardziej słabo, szybko więc wpisuje dobrze znany mi numer i czekam, aż osoba po drugiej stronie odbierze telefon. Szybciej, błagam Cię.
— Halo? – Dziękuję, że wysłuchałeś moich modlitw.
— Ja-  mes, po-  trze-  buje po-  mocy, wez-  wij po-  go-  towie. - Tylko tyle udaje mi się wydukać zanim zaczęło się robić ciemno przed oczyma. Czy tak będzie wyglądać mój koniec?

_______________________________________________________
I mamy 8 rozdział! Po 9 miesiącach, ale mamy! :) Wiem, że mnie za to zabijecie. I tak wydaje mi się, że ten rozdział jest nijaki i słabo mi wyszedł. Na pewno nie tak jak chciałam. :( Źle mi wyszło opisanie tego, przyznam, że sam pomysł mi się podoba, ale wykonanie już nie. Spieprzyłam sprawę. Przepraszam, może uda mi się jakoś to poprawić. Może inna perspektywa, byłaby tu lepsza?
Tym razem coś nowego powinno pojawić się jescze do Świąt. :))
Tym czasem żegnam się z miłym Państwem ;*






2 komentarze:

  1. O mój Boże prawie się popłakałam. Już myślałam, że ją zabiją i nie bd big love z Jamesem(kibicuje im od początku) :o dobrze, że go walnęła tą patelnią
    To pewnie ten były Mai go nasłał albo to on..
    Mam nadzieję, że James dotrze na czas :3
    Fajny i czekam na nn ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. JA WIEM, A JA WIEM KTO TOOOO!
    Tak, musiałam się pochwalić, bo to w końcu mnie miał napaść, muszę jeszcze wyjść z szoku :"))))
    A ja wciąż pindziu się z ciebie śmieję, że twoja bohaterka jest niereformowalna. PO CO DZWONIĆ PO POGOTOWIE BEZ ZGADYWANIA HASŁA, LEPIEJ PO JAMESA. ;-;
    Zabiłaś faceta patelnią? MOJA KREW XDD
    Nazwij ją Hanka-wyjęłam ją z kartonów i silna babka z niej.
    Ale in general polecam.

    http://certified-mind-blower.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń