piątek, 26 grudnia 2014

One

Wysiadłam z samolotu. W mojej głowie wciąż tkwiły ciągłe szepty na mój temat, które słyszałam podczas odbytej przed chwilą podróży. Tak, to prawda, że mam na sobie dokładnie taką samą białą suknie, które noszą przyszłe szczęśliwe mężatki w dniu kiedy mówią temu jedynemu sakramentalne "tak". Jednak to nie jestem ja. Nie ma co szukać uśmiechu na mojej twarzy, tak jak pierścionka na moim palcu. Więc po jaką cholerę mam suknie ślubną na sobie? Też wciąż zadaje sobie to pytanie. Także naprawdę byłoby mi miło gdybyście ludzie w końcu przestali mnie oceniać, bo mam już dość problemów na swojej głowie. Nie potrzebuje jeszcze niezbyt dyskretnych spojrzeń i uwag skierowanych w moją stronę.
Z tą myślą udałam się w stronę najbliższej taksówki. Otworzyłam przednie drzwi samochodu i weszłam do środka.
— Dzień dobry. – Odezwał się taksówkarz z uśmiechem wymalowanym na twarzy. Mężczyzna na moje oko wyglądał na około czterdzieści lat.
— Dzień dobry. – Odpowiedziałam odwzajemniając uśmiech —Pod ten adres poproszę. – Podałam mężczyźnie karteczkę w odcieniu beżu, z zapisanym adresem, pod którym mam szczerą nadzieje, jeszcze mieszka moja przyjaciółka.
Nie widziałam jej ponad rok i bardzo za nią tęskniłam. Wyjechała do Los Angeles parę lat temu z rodzicami oraz siostrą. Jednak w każde lato przyjeżdżali na wakacje do Polski. Niestety podczas ostatniego pobytu nie skończyło się to dla nich zbyt dobrze. Gdy jechali na lotnisko drogi były śliskie, a widoczność słaba z powodu warunków atmosferycznych. Tego dnia na dworze szalał istny armagedon. Deszcz i grad padały siarczyście, a wiatr był tak silny, że wyrywał drzewa. Na ich nieszczęście kierowca wjechał w ich samochód, jak się potem okazało ów kierowca był pod wpływem alkoholu. Łajdak przeżył, ale zabij dwie osoby. Straciła oboje rodziców i została sama z młodszą siostrą. Bardzo przeżyły ich śmierć i zaczęły się od siebie oddalać. Było jej ciężko, ale podobno z czasem coraz lepiej sobie radziła z rolą rodzica. Jednak nie jestem pewna czy pisała mi o wszystkim, co się u nich dzieje. Potem miała wtedy dużo spraw na głowie i nasz kontakt coraz bardziej zanikał, aż w końcu w pewnym momencie się urwał.
— To tutaj, piękna okolica. – Moje myśli przerwał wciąż uśmiechający się mężczyzna.
— Dziękuje ile płacę?
Po otrzymaniu odpowiedzi od taksówkarza wyskrobałam pieniądze po kilkudziesięciu sekundach szukania ich pomiędzy stronami paszportu i podałam je temu uprzejmemu człowiekowi. Pożegnałam się z mężczyzną i życząc mu miłej pracy wyszłam z samochodu. Zamknęłam żółte drzwi pojazdu i następnie udałam się pod klatkę. Weszłam do środka i szłam schodami w górę, szukając na drzwiach numeru, pod którym mieszkała moja przyjaciółka. Gdy w końcu znalazłam upragnioną siódemkę, która znajdowała się na drewnianych drzwiach w kolorze mahoniowym, zapukałam w nie dwukrotnie. Jednakże nie doczekałam się żadnego odzewu ze strony właścicielki. Myśląc, że może mnie nie słyszą postanowiłam zadzwonić dzwonkiem, lecz w efekcie usłyszałam tylko szczekanie. Tego się właśnie obawiałam. Po nieudanych próbach dostania się do mieszkania udałam się do drzwi obok, gdzie po zaledwie paru sekundach od zapukania otworzyły się, a moim oczom ukazała się urocza starsza pani.
— Dzień dobry, poszukuję Mai Mercer. Wie Pani może, gdzie ją znajdę?
— Dzień dobry. O tak! Oczywiście, że wiem! – Jak na starszą osobę miała dużo energii, gdy wypowiedziała ostatnie zdanie myślałam, że zaraz podskoczy do góry niczym piłka. — Wyjechała do Nowego Yorku ponad 2 miesiące temu, podobno miała jakąś bardzo ważną sprawę do załatwienia. Co jakiś czas, przychodzi tu pewien mężczyzna nakarmić psa i podlać kwiaty. Mogę mu przekazać, że Pani tu była. – Staruszka skończyła swoją wypowiedź z szerokim uśmiechem.
— Nie ma takiej potrzeby. Może wie Pani kiedy wróci? – Podniosłam delikatnie kąciki ust, a w moim sercu zapalił się promyk nadziei.
— Przepraszam, ale niestety nie. – Kobieta wyraźnie posmutniała, a cały wcześniejszy entuzjazm z niej wyparował.
— Dobrze, dziękuje za informacje. Jeśli przyjechałaby to czy mogłaby jej pani powiedzieć, że była tu dziewczyna imieniem Victoria?
— Oczywiście, że przekażę jej przekaże kruszynko. – W jej niebieskozielonych oczach znów można było dostrzec jak zapalają się radosne iskierki. Kiedy usłyszała jednostajny dźwięk dobiegający z jej mieszkania długie, złote kolczyki, które miała w uszach wesoło zatańczyły gdy przechyliła głowę w stronę źródła owego dźwięku. — Oh! To pewnie moje ciasteczka, muszę je wyjąć z piekarnika. Może miałabyś ochotę na trochę magdalenek domowej roboty, Victorio?
— Nie będę tak Pani kłopotać, powinnam już iść. – Odpowiedziałam zaskoczona jej propozycją.
— Jakie tam kłopotać, poczekaj chwileczkę drogie dziecko.
Nim się spostrzegłam jej wysoki kok przyprószony siwizną mignął mi przed oczyma. Wróciła chwile później podając mi do ręki jeszcze ciepły słodki wyrób zapakowany w papier, w kolorze cynamonu. Podziękowałam i z uśmiechem pożegnałam się ze staruszką, życząc jej jeszcze miłego dnia, po czym wyszłam z budynku.
Cholera, co ja teraz mam zrobić? Moim planem było zatrzymać się  u Mai na jakiś czas dopóki nie znajdę  jakiejś pracy i mieszkania. Teraz chyba będę spać pod mostem.
Załamana ruszyłam przed siebie bez celu. Po drodze znalazłam przepiękny park, więc postanowiłam się tam zatrzymać. Usiadłam na ławce i zaczęłam rozmyślać nad co teraz będzie, i co powinnam zrobić w takiej sytuacji. Teraz już nic przecież nie mogę zmienić, uciekłam z domu i nie mogę cofnę mojej decyzji. Boże co ja zrobiłam? Chyba mnie pogięło! Jak mogłam być, aż tak głupia i lekkomyślna! Z jednej strony nie powinnam żałować swojej decyzji przyjazdu tutaj, bo jest najlepszą jaką podjęłam w przeciągu kilku ostatnich miesięcy. Życie tu powinno być dla mnie lepsze. Jakoś znajdę sposób i się tutaj ustatkuje. Powinnam myśleć pozytywnie, patrzeć na plusy. Jednak czuje się jak egoistka, zostawiając moją ukochaną siostrę z tym wszystkim. Koniec z minusami i negatywnym nastawieniem! Przez swoje przemyślenia nie zauważyłam, że słońce grzeje coraz mocniej, a ja robię się głodna. Wciąż byłam ubrana w tą piekielną suknię, co przyciągało uwagę innych ludzi. Postanowiłam więc szybko spożyć ciasteczka, a następnie udać się do sklepu aby kupić inny strój, a ten spróbować jakoś sprzedać.
Po skończeniu jedzenia słodyczy, które swoją drogą wręcz rozpływały mi się w ustach, wstałam z ławki i skierowałam się ku wyjściu z parku. Przy okazji postanowiłam przyjrzeć się temu pięknemu miejscu. Moje oczy raczył widok dzieci wesoło grających w klasy lub podrzucających piłkę, i ich matek spoglądających na nich co jakiś czas, by następnie wrócić do swoich poprzednich zajęć. Także soczyście zielona trawa i drzewa, śliczne różnokolorowe kwiatki oraz tętniąca życiem fontanna nie uszły mej uwadze. Z ręką na sercu mogę przyznać, że to jedno z najładniejszych miejsc jakie w życiu widziałam. Podziwianie tej scenerii zakłóciły mi jakieś wrzaski. Sprawcą tego był prawdopodobnie jakiś mężczyzna kłócący się z kimś przez telefon. Odwróciłam głowę w kierunku hałasu, który zakłócał spokój parku i zrobiłam krok w tamtym kierunku. Ten pomysł jednak okazał się nie tak dobry jak myślałam, bo zaraz po jego wykonaniu poczułam, że na moich włosach znajduje się coś ciepłego. Skierowałam wzrok na moją sukienkę, była brudna. Krew się we mnie zagotowała, teraz mogę sobie tylko pomarzyć, że uda mi się ją sprzedać, a przecież każdy grosz był dla mnie na wagę złota. Mimo że raczej należę do osób, które się nie wychylają to tym razem tak tego nie zostawię.
— Lepiej to już dzisiaj być nie mogło, niech Pan uważa jak chodzi! Jak ja teraz wyglądam? – Krzyknęłam na mężczyznę, zdejmując z moich włosów kotlet od hamburgera. — Przecież każda kobieta marzy o tym by mieć mięso na głowie, czyż nie tak? –Zwróciłam wzrok na mężczyznę, zbierającego resztki jedzenia, które z kolei lądowały w pobliskim koszu na śmieci.
— Ja mam uważać to przecież Pani na mnie wpadła i to Pani wina, że mój lunch znalazł ziemi. Czy widzi Pani mój telefon? – Pomachał mi przed twarzą zepsutym urządzeniem. Na moje oko wystarczy tylko wymiana szyby i będzie jak z salonu, ale co ja tam wiem.
Coś czuje, że moja chwilowa pewność siebie daje znów daje w długą. Tak jak gniew, który jeszcze parę chwil temu mogłabym porównać z takim samym gniewem, który trawi mnie wtedy gdy ktoś obrazi mojego ulubionego artystę.
— Pan wybaczy, ale to chyba to nie jest odpowiednie miejsce dla mnie. Powinnam wracać z powrotem do domu najbliższym samolotem. Przepraszam ma Pan racje to moja wina. Ile mam Panu zapłacić za zniszczony telefon i hamburgera?
— Nie musi Pa... – Wypowiadając ostatnie słowo spojrzał mi prosto w oczy i zatrzymał się. Jego źrenice były nieziemsko piękne. Można by było się zakochać, ale teraz to nie na moją głowę. — Nie musi Pani, ja też powinienem panią przeprosić, pokłóciłem się z rodzicami, a potem jeszcze z kimś. Wszystko robię szybko, żeby zdążyć na czas, a życie ucieka mi przez palce. Nawet bym nie zauważył, że czeka mnie bliskie zderzenie z taką piękną kobietą. – Po usłyszeniu tych słów z ust nieznajomego mężczyzny poczułam, że na moja twarz zaczyna zmieniać się w dorodnie czerwone jabłko. — Może mógłbym Pani jakoś pomóc?
— Nie, nie trzeba. Niech się Pan mną nie przejmuje, jakoś sobie poradzę. – Mruknęłam cicho.
— Właśnie wpadłem na pewien pomysł. Może pójdzie Pani ze mną, wykąpie się i przebierze w czyste ubrania?
— Tylko jednak Pański pomysł ma jeden szkopuł. Ja nie znam Pana, Pan nie zna mnie. Jest Pan pewny, że chcę Pan wpuścić do domu poznaną parę minut temu  obcą kobietę. 
— Jak Pani przed chwilą wspomniała, poznaliśmy się parę minut temu, więc nie jest już Pani dla mnie wcale taka obca – Puścił mi oczko czy mam zwidy? — To co możemy ruszać?
— A skąd ta pewność, że się zgodziłam? – Złożyłam ręce na krzyż tuż pod piersiami.
— Ależ nalegam, chciałbym spełnić dziś jakiś dobry uczynek. Jeśli się Pani zgodzi, to w tym pomoże. — Uśmiechną się, a ja myślałam, że zaraz zemdleje. Jak można mieć taki piękny uśmiech?
— No dobrze, ale pod jednym warunkiem? – Sama się sobie dziwię, że to powiedziałam.
— Jakim? – Spytał, a uśmiech wprost nie schodził mu z twarzy.
— Męczą mnie już te formalności. Proszę mi mówić po imieniu. Jestem Victoria Blank. – Podałam mu dłoń, a on ku mojemu zaskoczeniu zamiast ją uścisnąć to pocałował jej wierzch, jak prawdziwy gentleman.
— Jestem za. Proszę mów mi Maslow, James Maslow. Dziękuje, że pozwolisz mi spełnić dzisiejszy dobry uczynek, dając sobie pomóc. W sumie to ja do tego doprowadziłem nawet nie wiesz jak mi przykro z tego powodu. – Złapał mnie za rękę i gdzieś prowadził. Po kilku minutach drogi przez park dotarliśmy na parking, gdzie stał piękny, czarny Chevrolet.
Otworzył mi drzwi i wsiadłam do samochodu. Jechaliśmy do jego domu jakieś dwadzieścia minut, a mnie się wydawało, że było to znacznie mniejszy odcinek czasu. Zatrzymaliśmy się przed ogromną willą. Wysiadłam z samochodu i rozejrzałam się dokoła, weszliśmy do środka. Dom wydawał się być równie wielki na zewnątrz, jak i w jego środku. James zaprowadził mnie do łazienki i pokazał jak obsługiwać wannę, która swoją drogą nawet jej nie przypominała. Nigdy w życiu takiej nie widziałam, do głowy mi nawet nie przyszło, żeby pomyśleć, że takie w ogóle istnieją.
Napuściłam do niej ciepłej wody, zamknęłam drzwi na zamek. Zdjęłam brudną suknie i odłożyłam na bok. Woda zdążyła nalecieć prawie do połowy wanny, więc postanowiłam już do niej wejść do niej i poczułam, że właśnie tego było mi trzeba. Moja kąpiel trwała już dość długo i chciałam ją jeszcze kontynuować, ale pewnie James na mnie czekał. Także nie przedłużając tego co nieuniknione wyszłam z wanny i zaczęłam energicznie wycierać się ręcznikiem. Przy okazji trafiłam na suszarkę, więc postanowiłam z niej skorzystać. Gdy już skończyłam zastanawiałam się co mam robić dalej, ale po chwili przypomniały mi się słowa mężczyzny "Jak już się wykąpiesz w mojej sypialni będą czekać na Ciebie czyste ubrania.". Wyszłam więc na palcach z łazienki na korytarz, rozejrzałam się w prawo i lewo. Wszędzie było dużo pokoi.
— Cholera, który z nich to jego sypialnia – Mruknęłam do siebie, jednak, gdy echo rozniosło się dalej od razu ugryzłam się w język.
Postanowiłam zaryzykować i otworzyłam drzwi po mojej prawej stronie, na szczęście to były te odpowiednie. Na łóżku, a raczej powinnam powiedzieć łożu, leżała spódniczka w kolorze błękitu turkusowego z czarnym paskiem, śnieżnobiała koszula i baleriny w czekoladowym odcieniu brązu. Szybko się ubrałam, a rękawy koszuli postanowiłam nieco podgiąć.
Szukając końca korytarza i próbując sobie przypomnieć jak tu trafiłam, w końcu znalazłam schody, które prowadziły do salonu. W kuchni siedział James, który jedną ręką trzymał chyba nowy telefon, a drugą zapisywał coś w notesie, ale gdy zobaczył, że wchodzę do pomieszczenia szybko skończył rozmowę.
— I jak kąpiel?
— Świetnie, skąd wiedziałeś jaki rozmiar? – Zapytałam pokazując na ubrania.
— Szósty zmysł - Puścił mi oczko i podał mi talerz na którym leżał kawałek pizzy. – Pewnie jesteś głodna.
Najpierw Hamburger, a teraz pizza. To się nazywa zdrowe odżywianie.
— Dziękuje.
— Co Cię sprowadza do LA? – Posłałam mu pytające spojrzenie. — Nie jesteś stąd prawda?
— Nie, ale skąd wiedziałeś?
— Po Twoim akcencie. No i tu nie ma tak pięknych dziewczyn. – Wystarczyła chwila by moja twarz ponownie przybywała kolor dojrzałego pomidora. Powinnam się w końcu wziąć w garść.
— Jestem z Polski, przyleciałam dziś rano. I w sumie to nic szczególnego. Uciekłam w dzień mojego ślubu, do którego zmusili mnie rodzice, stąd ta suknia ślubna. Miałam się ożenić z synem najbogatszej rodziny z wioski, w której mieszkam. Choć teraz to raczej powinnam powiedzieć "w której mieszkałam". Jednak wracając, rodzicom kończyły się pieniądze na utrzymanie gospodarstwa, mnie i mojej młodszej siostry. Ledwo wiązali koniec z końcem, więc mój ojciec zawarł układ z ojcem mojego już byłego narzeczonego, że moja rodzina będzie dostawać sto tysięcy złotych rocznie jeśli odda swoją starszą córkę do ożenku z jego synem. Wszystko odbyło się za moimi plecami, ale zgodziłam się, bo w sumie nie miałam innego wyjścia. W chwili, w której mój ojciec, miał wziąć mnie za rękę i poprowadzić do ołtarza... – Wciągnęłam głośno powietrze do płuc i po chwili kontynuowałam swoją wypowiedź. — Uciekłam. Nie byłam w stanie tego zrobić. Szybko pobiegłam do domu i wzięłam ze sobą tylko paszport i moje oszczędności, z których zostało mi teraz tylko 25 dolarów. Zostawiłam tam całą moją rodzinę. – Przerwałam na chwilę. — Zawiodłam ich. Jestem egoistką.
Spuściłam wzrok w dół i poczułam, że moje oczy stają się wilgotne. James złapał mnie za rękę i pogłaskał kciukiem.
— A do kogo w takim razie się tu tłukłaś? – Spytał ciekawy.
— Mieszka tu moja przyjaciółka, lecz niestety nie zastałam jej w domu. Niby wyjechała dwa miesiące temu do Nowego Yorku i jeszcze nie wróciła. Teraz nie wiem  co będzie dalej.
Westchnęłam, a mężczyzna zaczął mi się uważniej przeglądać.
— Czy Twoja przyjaciółka jest średniego wzrostu brunetką o niebieskich oczach?
— Dokładnie tak, a co z nasz ją? – W moich oczach pojawiły się iskierki nadziei, że może wszystko się jakoś ułoży. Choć z drugiej strony to, że przypadkowy mężczyzna spotkany na ulicy zna moją przyjaciółkę brzmi jak jakiś totalny absurd.
— Mayę? Pewnie. To moja przyjaciółka. Rzeczywiście dużo opowiadała o znajomej z Polski, ale wiesz, kojarzenie potencjalnej koleżanki z każdą Polką to mogła być przesada. – Zaśmiał się.
Czy ja nie wspominałam już przypadkiem o absurdzie owej sytuacji?
— A mógłbyś mi pomóc skontaktować się z nią i zapytać czy nie mogłabym u niej chwilę pomieszkać, dopóki nie znajdę pracy i czegoś nie wynajmę. Byłabym Ci bardzo, bardzo i to bardzo wdzięczna. – Posłałam mu szeroki uśmiech.
— Żaden problem. – Maslow wykręcił numer i podał mi komórkę. Po chwili usłyszałam znajomy głos w słuchawce.
Nasza rozmowa była dość krótka. Nie chciałam jej przedłużać więc po otrzymaniu zgody powiedziałam przyjaciółce, że zadzwonię później. Zapisałam sobie jej nowy numer na ręku i podziękowałam Jamesowi. On także moment rozmawiał z Mayą i zakończył rozmowę.
— Słuchaj, mam Ci dać kluczę i pokazać dom. Chodź to może zdążymy do wieczora.
Spojrzałam na zegarek, była dopiero siedemnasta, ale  postanowiłam nie wnikać. Dopiero po wejściu do jej apartamentu zrozumiałam o co mu chodziło. Jej mieszkanie było ogromne. Łazienka, toaleta, dwa pokoje, salon, kuchnia, bawialnia, jadalnia i trzy sypialnie. Na co jej tego aż tyle? Lodówka ku mojemu zdziwieniu nie była pusta. Wręcz przeciwnie była pełna jedzenia! I tak najlepsze czekało mnie na koniec. Podobno Maya przekazała ciemnookiemu, że ma mi pokazać garderobę i mam brać jej ubrania. Po wejściu ogarnął mnie zapach słodkich perfum. Gdy się rozejrzałam oniemiałam. Wszędzie wisiały drogie sukienki. Ku mojemu zaskoczeniu nie wyglądało to jak ogromna szafa. Raczej ekskluzywny sklep czy dom mody, ale na pewno nie garderoba. Chociaż patrząc na zamiłowanie mojej przyjaciółki do ubrań...
— Gdybyś czegoś potrzebowała, Maya powiadomiła mnie, że jej stara komórka z kartą powinien być w trzeciej szufladzie, komody obok łóżka w czerwonej sypialni. Oraz w kuchni jest telefon stacjonarny. Gdybyś czegoś potrzebowała mój numer jest na lodówce. Wpadnę jutro zobaczyć jak się masz. – Mrugnął do mnie całując moją rękę na pożegnanie i znikając mi z oczu.
Postanowiłam poszukać jakiś wygodnych piżam, ale jedyne jakie znalazłam były satynowymi z kolekcji Victoria Secret's. Nie narzekając wzięłam jedną koszulę nocną i o dziwno były miękkie i wygodne. Poszłam do łazienki ale nie mogłam znaleźć żądnego ręcznika. Za to moją uwagę przykuło ogromne urządzenie. Na boku była przyklejona instrukcja obsługi, obrazkowa. Kazano ustać przed wywietrznikami i wcisnąć start. Gdy to zrobiłam, fala powietrza dmuchnęła we mnie susząc mnie idealnie. Jaka technologia... Nagle rozbrzmiał dzwonek telefonu, Dzwonią...Majka!
— Hej! – Krzyknęła do słuchawki.
— Hej! Jakie Ty masz ogromne mieszkanie!
— Co Ty pleciesz? Jest normalnych rozmiarów. Powiedz Ty mi lepiej jak poznałaś Jamesa.
Rozmawiałyśmy do trzeciej nad ranem. Dziwne było to, że mimo tak zakręconego dnia nie byłam w ogóle śpiąca. Włączyłam telewizor, który różnił się od tego co miałam w domu. Był ogromny, wisiał na ścianie i był cienki. Zasnęłam oglądając jakiś film. Obudziłam się po piątej wyłączyłam telewizor i poszłam do jednej z sypialni. Położyłam się i odpłynęłam do krainy Morfeusza.

7 komentarzy:

  1. Wow!!!!! Tylko to słowo może opisać w pełni ten prolog. To, co napisałaś jest fantastyczne! Naprawdę super! Czekam z niecierpliwością na nn.
    P.S. Jakbyś miała czas i ochotę, to zapraszam do mnie:
    domischmidt.blogspot.com
    odnalezieni-po-latach.blogspot.com
    Pozdrawiam, Domi.

    OdpowiedzUsuń
  2. Pomysł ciekawy, nawet bardzo ^^
    James, James, James... taki tam człowiek ze złotym sercem <3
    czekam na następny :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Cudo *.*
    Zapraszam do sb
    james-and-kate-love-story-by-cathy.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  4. No już zaczyna się robić ciekawie , a to dopiero prolog . Na pewno będę tutaj nałogowo wpadać , bo tematyka blogów z opowiadaniami o Jamesie strasznie bardzo mnie kręci . Także będę tutaj częstym a raczej stałym gościem :) . Zapraszam , również na swoje blogi , na jednym jestem twórcą a na drugim współtwórczynią , trzeci jest w trakcie tworzenia nadal bo obecnie zabrakło mi weny i moim przyjaciółką :) . http://thecityisours123.blogspot.com/ i http://imaginy-bigtimerush.blogspot.com/2014/08/rozdzia-8.html , linki do trzeciego podam jak tylko wyruszy :D .

    OdpowiedzUsuń
  5. Zapowiada się bardzo ciekawe opowiadanie :) Pozdrawiam i czekam na cd :) Ciri

    OdpowiedzUsuń
  6. Jejuuu, faaajne na pewno będe czytała jak masz ochotę zapraszam do mnie ;) http://active-teenager.blog.pl/

    OdpowiedzUsuń