sobota, 24 października 2015

Five

Maya
Po wydarzeniach z wczorajszej nocy, prawie nie zmrużyłam oka. Wydaje mi się, że Vi chyba coś podejrzewała. Czy to możliwe żeby słyszała naszą wczorajszą kłótnie? Nie mogę jej nic powiedzieć na ten temat bynajmniej jeszcze nie teraz. Po południu Victoria poszła do agencji, a chwilę potem zadzwonił Philip. Odebrałam, chciał się spotkać o czternastej i może to było błędem. Powinnam mu dać więcej czasu, aby na spokojnie przemyślał całą tą sytuacje i ochłoną. Rozumiem, że był w szoku i mógł się zdenerwować, w końcu oboje nie mieliśmy w planach zostanie rodzicami. Jednak uważam, że wczoraj trochę przeholował. A teraz spóźniał się już trzydzieści pięć minut, a wolałam mieć już tą rozmowę za sobą. Po jakże długim wyczekiwania na blondyna w końcu rozległ się dźwięk dzwonka, poszłam otworzyć. Bez słowa wszedł do mieszkania. Był jakiś niewyraźny, włosy miał w nieładzie, co było do niego niepodobne i śmierdziało od niego alkoholem. Włożył obie ręce do kieszeni skórzanej kurtki i zmierzył moją osobę uważnym spojrzeniem po czym spytał.
— Skąd mam wiedzieć czy jest moje? – Warknął.
— Że, co proszę? Masz mnie za jakąś ulicznicę, która włazi do łóżka każdemu? – Jak on śmiał zadać mi takie pytanie przecież wie, że mi na nim zależy i nigdy bym go nie zdradziła.
— Pytam czy jest moje?! Odpowiedz! Teraz! – Wrzasną i walnął dłonią o blat stołu, a w jego oczach dostrzegłam niebezpieczny błysk. Ciarki przeszyły mi po plechach. Nigdy się tak nie zachowywał. Zawsze był taki troskliwy i czuły.
— Tak jest Twoje! Dobrze wiesz, że kocham tylko i wyłącznie Ciebie! Nie mogłabym spać z kimś innym będąc z Tobą Philip. Kocham Cię! – Powtórzyłam ostatnie słowa i spróbowałam złapać go za rękę jednak ten ją odtrącił wykrzykując słowa, które łamały mi serce.
— Usuniesz to coś! Słyszysz? Albo tego pożałujesz, czy jest to dla Ciebie wystarczająco klarowne?  – Teraz on zaczął się do mnie zbliżać, a ja stawiałam kroki w tył by być jak najdalej niego. Bałam się go. Nie jest tym samym facetem, którego kiedyś poznałam. Był zupełnie inną osobą, a od dziś stał się dla mnie martwy, nie chcę nigdy mieć już nigdy więcej z nim wspólnego.
— Nie mogę! Wyjdź z mojego domu! Nie chcę mieć już nigdy więcej nic z Tobą wspólnego. Wypierdalaj! – Krzyczałam na całe gardło
— Wyjdę kiedy mi się będzie podobać, rozumiesz kochanie? – Znów ten sam błysk szaleństwa.
— Kochanie? – Zaśmiałam się histerycznie na to jak mnie określił. W końcu musiał nadejść ten czas kiedy odległość między mną a ścianą zmalała do zera. Wtedy jego ręka podniosła, a do mnie dotarło, że zamierza mnie uderzyć. — Zostaw mnie! – Wrzasnęłam, ale to nic nie zmieniło dostałam w twarz od mojego chłopaka. Dziś zrobił wszystko by stracić ten tytuł, a także miejsce w moim sercu. Jak ja mogłam się co do niego tak bardzo pomylić. Moja ręka odruchowo złapała za piekące miejsce, a łzy ciurkiem spływały po moich rozgrzanych policzkach. Byłam cała przerażona i czułam się taka pusta w środku.
— Usuniesz to? – Spytał łagodnie.
— Nie! – Mój głos drżał — Nigdy! Ono nie zasługuje na śmierć. Czyżbyś nie miał serca?
— A czyżbyś ty niczego się dzisiaj nie nauczyła? – Pokiwał palcem, jakbym była małym dzieckiem i zjadła słodycze przed obiadem. 
— Nauczyłam, tego jak wielkim sukinsynem jesteś! – Plunęłam mu prosto w twarz
— Oh ty szmato! Doigrałaś się! – Chciałam się wyrwać, jednak on był szybszy i złapał mnie mocno za nadgarstek. Każda próba wyrwania się się skutkowała wzmocnieniem uścisku. Widziałam, że ponownie zamierza mnie uderzyć, więc zamknęłam oczy i czekałam na swoją karę.
— Jeżeli coś jej zrobisz będziesz miał ze mną do czynienia! – Usłyszałam kobiecy donośny i pewny siebie głos.
— Ah tak? A co ty mi możesz zrobić mała dziewczynko? – Zaśmiał się jak szaleniec.
— Jeśli nie podejdziesz to nigdy się nie przekonasz. – Odpowiedziała mu tak jakby nie wiedziała co to jest starach.
 Z tego wszystkiego nie mogłam rozpoznać, kim jest posiadaczka owego głosu. Miałam ochotę powiedzieć jej, żeby uciekała, że ten człowiek jest nieobliczalny jednak nie byłam wstanie nic powiedzieć. Z wielkim trudem udało mi się otworzyć oczy by zobaczyć kto przybył mi na ratunek. Mój Boże! Przecież moim wybawicielem jest nie kto inny jak Victoria! Jeśli ten psychol coś jej zrobi to nigdy sobie tego nie wybaczę. Poczułam jak uścisk na mojej ręce powoli maleje by następnie zniknąć całkowicie, pozostawiając po sobie dziwne uczucie. Teraz Philip zbliżał się w stronę mojej najlepszej przyjaciółki. Chciał ją uderzyć, tak samo jak wcześniej mnie, jednak ktoś mu to uniemożliwił. Tym kimś był James, i reszta chłopaków. Wszyscy z wyjątkiem bruneta, który rozprawiał się z moim byłym podbiegli w moim kierunku. 
— Koleś, mama nie nauczyła Cię, że kobiet się nie bije czy po prostu jesteś imbecylem i nie wiesz, że takich rzeczy się nie robi? – Spytał retorycznie Maslow, a następnie puścił jego dłoń. Zanim blondyn zdążył zorientować się co się stało już leżał na ziemi z rozwalonym nosem powalony przez pięść mężczyzny.
— Jak ja Ci zaraz dam, to będziesz mógł pożegnać się ze swoją piękną twarzyczką! – Warknął wstając pośpiesznie z podłogi jedną trzymając się za miejsce, w które chwilę temu oberwał od Jamesa. Stróżka krwi, która ciekła z jego jamy nosowej poplamiła jego zapewne drogą białą koszulę od jakiegoś znanego projektanta.
— Naprawdę? Chyba będziemy musieli to przełożyć. Chłopaki! Pokażcie, proszę gościowi, gdzie znajduje się wyjście. – Cała trójka złapała Bronte i dosłownie wykopali go za drzwi.


Wciąż nie mogę dojść do siebie po wydarzeniach z ostatnich dwudziestu pięciu minut. Pojedyncze wydarzenia przemykają po zakamarkach mojego umysłu. Philip, uderzenie, kłótnia, Vi, James, chłopaki to wciąż krąży po mojej głowie niczym mantra. Mimowolnie po mojej twarzy spływają łzy, a ja z trudem łapie powietrze. Czuje, że jestem zamykana w czułym uścisku czyiś ramion, potem czuje delikatny ciężar na moich ramionach, którym jest ciepły koc. Moją dobrodziejką była brunetka. Wycierając moje łzy zaczęła mi szeptać  słowa otuchy.
— Wszystko będzie dobrze. Już po wszystkim, jego już tu nie ma. Nic i już nie grozi, nikt już nigdy więcej nie zrobi Ci krzywdy,a ja się o to postaram, możesz mi wierzyć. Jesteś bezpieczna. Nie zamartwiaj się już tym, nie powinnaś w Twoim stanie. Na razie musisz na razie nic mówić kochanie. Położymy się i odpoczniemy, zgoda? – Ja tylko przytaknęłam głową, i po chwili znalazłam się w silnych ramionach Jamesa. Za nim powolutku stawiała kroki Victoria. Zanim się obejrzałam już leżałam teraz w swoim łóżku przykryta ciepłą warstwą miękkiej pierzynki przytulana przez moją najlepszą przyjaciółkę.
— Co się ze mną dzieje? Przecież nie płakałam od śmierci rodziców i od czasów problemów z Lili. – Głośno chlipnęłam — Czy to ze mną jest coś nie tak? Ja naprawdę chcę tego dziecka, nawet nie wiesz jak bardzo. Czemu on nie mógł tego zrozumieć? Ja wiem, że było nie planowane, ale... – Nie dałam rady już dokończyć, gdyż zaniosłam się płaczem. Nawet nie wiem czy moje słowa były zrozumiałe w tym całym moim bełkocie pomieszanym ze szlochem.
— Shh.. – Uciszała mnie Victoria głaszcząc moje włosy. — Musisz teraz odpoczywać. Zamknij oczka i pomyśl o samych dobrych chwilach. – Udało mi się uspokoić dzięki myśli o zdrowiu mojego maleństwa. Czułam jak powoli odlatuje do spokojnej krainy, aż w końcu odpłynęłam w objęcia Morfeusza.

Obudziłam się następnego dnia. Vi musiała być w pracy, bo moich nawoływań nikt prócz Sisi się nie zjawił. Głaskając suczkę spojrzałam na zegarek było niewiele po czternastej. Napisałam do mojej siostry sms, że chciałabym się z nią dziś spotkać o wpół do trzeciej w naszej ulubionej kawiarni. Napomknęłam coś o tym, że jest to sprawa niecierpiąca zwłoki i poszłam zjeść późne śniadanie. Potem w łazience z trudem doprowadziłam się do porządku, nałożyłam jakieś jeansy i ciemnozielony T-shirt. Spojrzałam w lustro i stwierdziłam, że nie jest aż tak źle. Nim się spostrzegłam, a do spotkania z Lili zostało mi tylko dziesięć minut. Wzięłam kluczyki od samochodu, zamknęłam mieszkanie i zeszłam po schodach, by po chwili zasiąść na miękkim skórzanym fotelu za kierownicą mojego auta. Po kilkunastu minutach dotarłam na miejsce. Blondynka już czekała przy stoliku, na którym stałą szklanka z cieczą o pomarańczowej barwie. Przywitałam się z siostrą, krótkim "hej" i zamówiłam to samo co ona, dodatkowo jeszcze prosząc o kawałek szarlotki z lodami i bitą śmietaną.
— Jaką to niby ważną sprawę masz do mnie? – Spytała od niechcenia.
— Może nie zupełnie bezpośrednio dotyczy ona Ciebie, ale w sumie też dotyczy. Mam dla Ciebie dobrą nowinę. – Zrobiłam krótką pauzę, by zrobić napięcie. — Będziesz ciocią! - Powiedziałam rozentuzjazmowana z uśmiechem.
— Co? Jesteś w ciąży? – Spytała z nutką złości.
— Tak, nie cieszysz się? - Mina mi trochę zrzedła, spodziewałam się innej reakcji.
— Jak mam się cieszyć? Będę musiała niańczyć jakiegoś bachora! Ale to już nawet nie o to chodzi. Jak mogłaś mi to zrobić! Wysłałaś mnie do szkoły z internatem, ze względu na swoją pracę, a teraz sama będziesz mieć dziecko. Nie masz na nie czasu! Tak jak na nie miałaś go dla mnie! – Po jej policzku spłynęła samotna łza. Wzięła swoją torbę i chciała wyjść z restauracji, zdążyłam ją zatrzymać łapiąc za rękę. — Puść mnie, to boli!
— Liliana, zaczekaj! – Spojrzałam jej w oczy. – Nie wiedziałam, że tego nie chcesz. Byłam przekonana, że tego właśnie potrzebujesz. Uwolnić się ode mnie. Ja chciałam tylko, żebyś była szczęśliwa. Przepraszam, przecież wiesz, że Cię kocham w końcu jesteś moją malutką siostrzyczką. — Mocno ją przytuliłam, a ona odwzajemniła ucisk.
— Byłam pewna, że mnie nienawidzisz, że wysłałaś mnie tam żeby się mnie pozbyć. Żyć wolnym życiem i zająć się swoją karierą, a ja nie chciałam Ci tego utrudniać. – Szlochała blondynka.
— Nie płacz, jeśli chcesz możemy zamieszkać znowu razem. Możemy naprawić ten cały stracony czas. – Ja także uroniłam parę łez.
— Tak! Chcę! Bardzo! – Wytarła wierzchem dłoni słoną ciecz z twarzy, nie przejmując się rozmazanym tuszem.
— Jeszcze popracuje kilka miesięcy, ale nie martw się  w tym czasie zajmie się Tobą Victoria.
— Dobrze. – Uspokoiła się. — Czy to ta Victoria,o której myślę, że to ona? – Posłała mi słaby uśmiech
— W rzeczy samej. – Odpowiedziałam z powrotem siadając na krześle naprzeciwko Lili. 
— Mirabel też przyjechała?! – Jej humor nagle się zmienił, była podekscytowana i cała w skowronkach.
— Niestety nie, ale może kiedyś, kto wie.. – Złapałam ją za dłoń, próbując ją pocieszyć.

2 komentarze:

  1. O kurwa! :O tak właśnie myślałam, że ona jest w ciąży .. A ten jej facet jest jakiś pieprznięty -,-
    No a brawo dla Weroniki! XD ejj a gdzie był James, że go nie było? Miał podrywać, a tu nic xc

    Super rozdział i czekam na nexta ;)
    PS. Gdyby ci się chciało, to mozesz do mnie wpaść :D fixthatloveff.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. JESTEM W CIĄŻY.
    Ja nawet nie wiem z kim ;-;
    Hahahahah, czekam xoxo ;*

    OdpowiedzUsuń